Słowo – równa się: świadectwo!

S

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Ksiądz Sławomir Zaczek – starszy Kolega w kapłaństwie;

Sławomir Florek – dobry Znajomy z Białej Podlaskiej.

Życzę Im – po myśli dzisiejszego słowa Bożego – aby wszystko, co stanowi treść Ich życia, służyło im do codziennego zdobywania Nieba! Wspieram Ich w tym moją modlitwą!

Moi Drodzy, przypominam, że dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca. I przypominam o możliwości zdobywania odpustu zupełnego, który możemy ofiarować za Zmarłych. Odwiedzajmy w tym celu – do 8 listopada – nasze cmentarze i tam módlmy się za naszych Bliskich, którzy nas poprzedzili na drodze do wieczności. Pomódlmy się w tym celu także w intencjach Ojca Świętego i Kościoła, przyjmijmy Komunię Świętą oraz wyzbądźmy się jakiegokolwiek przywiązania do grzechu. To są stałe i dobrze nam znane warunki uzyskania odpustu zupełnego.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, pomyślmy, co Pan dzisiaj konkretnie – tu i teraz, w tych warunkach i w tej sytuacji, w jakiej żyję – chce do mnie powiedzieć. Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

31 Niedziela Zwykła, A,

5 listopada 2023., 

do czytań: Ml 1,14b–3,2b.8–10; 2 Tes 2,7b–9.13; Mt 23,1–12

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA MALACHIASZA:

Pan Zastępów mówi: „Ja jestem potężnym Królem, a imię moje będzie wzbudzać lęk między narodami. Teraz zaś do was, kapłani, odnosi się następujące polecenie: Jeśli nie usłuchacie i nie weźmiecie sobie do serca tego, że macie oddawać cześć mojemu imieniu, mówi Pan Zastępów, to rzucę na was przekleństwo.

Zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu, zerwaliście przymierze Lewiego, mówi Pan Zastępów. A przeto z mej woli jesteście lekceważeni i macie małe znaczenie wśród całego ludu, ponieważ nie trzymacie się moich dróg i stronniczo udzielacie pouczeń”.

Czyż nie mamy wszyscy jednego ojca? Czyż nie stworzył nas jeden Bóg? Dlaczego oszukujemy jeden drugiego, znieważając przymierze naszych przodków?

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:

Bracia: Stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem drodzy staliście się dla nas. Pamiętacie przecież, bracia, naszą pracę i trud. Pracowaliśmy dniem i nocą, abyśmy nikomu z was nie byli ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą.

Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga, który działa w was wierzących.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami:

Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.

Otóż, wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus.

Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Bardzo ostro mówi Bóg – przez Proroka Malachiasza – do kapłanów Starego Testamentu, będących oficjalnie sługami Boga i Jego przedstawicielami wobec ludu. Z ust Bożych słyszą oni dziś takie słowa: Teraz zaś do was, kapłani, odnosi się następujące polecenie: Jeśli nie usłuchacie i nie weźmiecie sobie do serca tego, że macie oddawać cześć mojemu imieniu, mówi Pan Zastępów, to rzucę na was przekleństwo. Zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu, zerwaliście przymierze Lewiego, mówi Pan Zastępów. A przeto z mej woli jesteście lekceważeni i macie małe znaczenie wśród całego ludu, ponieważ nie trzymacie się moich dróg i stronniczo udzielacie pouczeń.

Równie ostro Jezus dzisiaj mówi w Ewangelii o elicie religijnej – będącej tym samym elitą społeczną – swego narodu: Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.

Zauważamy zapewne podobieństwa w obu tych przekazach. Otóż, jeden i drugi, wprost i bardzo mocno, piętnuje odstępstwo owych „wysoko postawionych” w narodzie żydowskim, którzy zamiast do Boga prowadzić, na Boga wskazywać, o Nim świadczyć – swoją postawą powodują skutek dokładnie odwrotny: oddalają od Boga, zniechęcają do Niego, czynią drogę do Niego nawet nie tyle trudniejszą, co wręcz niemożliwą do przejścia!

Wszak sam Jezus mówi dziś o faryzeuszach i uczonych w Piśmie, że wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia! Przyznaje to bardzo otwarcie, bez ogródek, ukazując nam obraz ludzi do szpiku kości fałszywych, obłudnych, cynicznych, bezwzględnie i brutalnie wykorzystujących swoją pozycję do zdobycia pełni władzy nad ludźmi – po to, aby zbudować swój prestiż zarówno moralny, jak i materialny.

Co ciekawe – jak ostrzega Jezus – ich działanie dlatego jest niebezpieczne i podstępne, że to, co mówią, jest zasadniczo słuszne i zgodne z prawdą – nawet z tą Bożą prawdą! Niestety, przykład, jaki dają swoją postawą, całej tej nauce wprost zaprzecza. Co nie znaczy, że zmienia się nauka – nie, ona pozostaje jedną i tą samą, prawdziwą i słuszną. Natomiast postawa głoszących ją faryzeuszy i uczonych w Piśmie czyni ją niewiarygodną w odbiorze ludzi i trudną do zrealizowania, skoro ci, którzy ją głoszą, sami jej nie realizują.

Dlatego Jezus swoim uczniom nakazuje wyraźnie: Nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.

Naturalnie, nie bierzemy dosłownie tego wskazania, bo oczywistym jest, że do swego rodzonego ojca zwrócimy się tym właśnie tytułem, podobnie, jak swego nauczyciela, czy mistrza w jakiejś dziedzinie, także w ten sposób zatytułujemy. Tu nie chodzi o sposób zwracania się, ale o to, kto jest dla nas pierwszym i najważniejszym Ojcem, Mistrzem i Nauczycielem. Jeżeli jest nim Bóg, to nic nie przeszkadza, abyśmy także niektórych ludzi – takich, którzy nam tegoż Boga nie przysłaniają i Jego miejsca w naszym życiu, w naszych sercach i umysłach, nie próbują zajmować – tak właśnie nazywali. Takich, którzy nam na Boga wskazują, do Niego prowadzą i są naszymi ojcami, nauczycielami i mistrzami – w Jego imieniu.

A właśnie uczeni i faryzeusze chcieli być nazywani mistrzami i nauczycielami, ale wbrew Bogu, będąc do Niego w opozycji. Oczywiście, oni by temu najgłośniej i od razu zaprzeczyli, bo przecież uważali się właśnie za przedstawicieli Boga, za Jego pełnomocników, za Jego wierne sługi. Niestety, jak słyszymy z ust samego Jezusa, było dokładnie odwrotnie. I dlatego padły dziś te słowa bardzo mocne i bardzo surowe: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Czyli, oszukują ludzi. Pokazują fałszywy obraz Boga. Są zupełnie niewiarygodni.

Jakże zupełnie inaczej na tym tle wypada Święty Paweł, który mówi dziś w drugim czytaniu: Stanęliśmy pośród was pełni skromności, jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi. Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem drodzy staliście się dla nas. Pamiętacie przecież, bracia, naszą pracę i trud. Pracowaliśmy dniem i nocą, abyśmy nikomu z was nie byli ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą.

Po raz kolejny słowa Apostoła, będące pozytywną oceną własnej postawy, mogą wydawać się – na pierwszy rzut oka – jakimś przechwalaniem się. W rzeczywistości, wiemy dobrze, że Paweł w ten sposób po prostu mówi, jak jest. Daje świadectwo prawdzie! On dokładnie tak postępował – i wielu może to potwierdzić. On się nigdy nie wypierał grzechów i błędów, które popełnił, ale co było w jego postawie dobre, to było dobre – i to nazywa wprost i po imieniu.

A właśnie bardzo zależało mu na tym, aby nie tylko mówić swoim uczniom o Bożych sprawach, ale też życiem tę naukę potwierdzić. A wręcz – uczynić to swoje życie darem dla nich! Dlatego nieraz – jak to dziś zaznacza – nawet pracował na własne utrzymanie, nie korzystając z dóbr, które słusznie należałyby się mu od uczniów, żeby nie być dla nich ciężarem.

I oto okazało się, że uczniowie dobrze zrozumieli jego zamiary i tak właśnie odczytali to, co chciał im pokazać. Sam to potwierdza w skierowanych do nich słowach: Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga, który działa w was wierzących.

Tak, bo tylko słowo tak mocno i wyraźnie potwierdzone własną postawą, potwierdzone własnym życiem, można przyjąć nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga. Bo ten, kto je głosi, sam traktuje je poważnie i traktuje poważnie ludzi, którym je głosi. I Boga traktuje w ten sposób poważnie – i wreszcie samego siebie. I właśnie to zapewne było powodem tak wielkiej skuteczności misji ewangelizacyjnej Pawła i innych Apostołów – oczywiście, także samego Jezusa – że wszyscy Oni głosili Bożą naukę nie tylko słowami, ale całym swoim życiem! Całymi sobą! Oni się w to dzieło angażowali nawet nie na sto, a na dwieście procent! Oni całe swoje życie, a więc wszystkie swoje siły, talenty; cały swój zapał i entuzjazm, wkładali w to, co ludziom głosili i o czym świadczyli.

Właściwie, to między jednym i drugim pojęciem stał u nich znak równości: określenie: „głosili”to było u nich to samo, co „świadczyli”. Jedno było drugim – nierozerwalnie, nierozdzielnie – bezapelacyjnie! Oni tę naukę po prostu głosili swoim świadectwem: głosili swoim życiem! I dlatego przynosiła ona tak wielkie owoce, powodowała tak wielkie, wręcz piorunujące skutki, jak bujny rozwój Kościoła w pierwszych wiekach jego istnienia – ale też w późniejszych, gdy miał on szczęście cieszyć się tak niezwykłymi i wielkimi świadkami, którzy potrafili w pełni połączyć głoszenie ze świadectwem.

Stąd też, kiedy dzisiaj zastawiamy się nad owymi kryzysami moralnymi i duchowymi, które tak szargają Kościołem i światem, ale i naszymi rodzinami i naszymi środowiskami, to może warto zacząć szukanie przyczyn takiego stanu rzeczy we własnej postawie i we własnym sumieniu.

Począwszy od nas, księży, którzy musimy sobie postawić pytanie, czy angażujemy się na dwieście procent w to, co robimy? I czy także nas przypadkiem nie dotyczą te bolesne słowa Jezusa: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać…

Musimy uczciwie przyznać, że różnie z tym bywa… I że nie dajemy z siebie „na maksa”, że sobie odpuszczamy to i owo – czasami nawet ważne sprawy… Niekiedy poddajemy się po prostu zwątpieniu, zniechęceniu… A niekiedy lenistwu… A niekiedy zwykłemu wygodnictwu… A niekiedy chcemy mieć po prostu święty spokój, żeby się nas nikt o nic nie czepiał, dlatego wolimy nie wychodzić przed szereg, nie wychylać się, nie drażnić przeciwnika, dlatego też milczymy i chowamy głowę w piasek, kiedy powinniśmy najgłośniej, jak się tylko da, wołać o poszanowanie Bożych praw!

Niestety, albo lęk, albo konformizm, pozwalają na robienie tylko tego, co konieczne, bez zbytniego „wychylania się”, bo po co sobie życie komplikować?… Takich postaw nie brakuje wśród nas, księży – co nie znaczy, że większość księży tak żyje i tak postępuje. Wydaje się, że jednak większość stara się dawać z siebie dużo – pytanie, czy najwięcej, jak tylko można?

Z pewnością, gdybyśmy wszyscy – ale naprawdę wszyscy, bez wyjątku! – dawali z siebie, ile tylko możemy, albo nawet więcej, z pewnością inny byłby Kościół, pewnie i inny świat, inne nastawienie młodzieży do wiary i do Kościoła… Dlatego jest to dla nas ciągle wielkim wyzwaniem.

Ale nie tylko dla nas, księży, bo także każdy z rodziców musi sobie postawić pytanie, czy w procesie wychowania swoich dzieci kieruje się tą zasadą, o której tu dziś mówimy, iż „słowo” równa się: „świadectwo”? A nauczyciele i wychowawcy? A współmałżonkowie wobec siebie? A koledzy i koleżanki w pracy, na jednym roku studiów, w jednej klasie czy szkole? A sąsiedzi?

Czy wszyscy jesteśmy dla siebie nawzajem nauczycielami – to znaczy świadkami? Czy tylko nauczycielami – w sensie: mówcami, nawet niezłymi – którzy jednak tylko swoje powiedzą, ale potem chcą mieć święty spokój?… Albo: swoje powiedzą, a potem oczekują posłuszeństwa i z oburzeniem stwierdzają, że inni jakoś nie przejmują się ich pouczaniem i wskazaniami, kiedy oni przecież „wyraźnie mówili”!

Czy na tych wszystkich płaszczyznach i w tych wszystkich obszarach, które tu sobie wymieniliśmy – i na wszystkich innych – jesteśmy dla siebie nawzajem nauczycielami, to znaczy świadkami, czy takimi właśnie faryzeuszami, o których można powiedzieć: Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać.

Czy możemy powiedzieć o sobie – w odniesieniu do tych, z którymi na co dzień żyjemy, uczymy się, studiujemy, pracujemy – tak, jak powiedział dziś Święty Paweł: Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem drodzy staliście się dla nas.

Moi Drodzy, wiemy to wszyscy dobrze i doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeżeli tak właśnie będą wyglądały nasze wzajemne relacje – na wszystkich płaszczyznach i we wszystkich obszarach – to już żadna reforma świata ani Kościoła nie będzie potrzebna. Bo to będzie właśnie owa reforma. Zresztą, żadna inna tak naprawdę nie poskutkuje i niczego dobrego nie przyniesie, jak tylko ta właśnie, że słowo będzie się równało świadectwu: słowo będzie oznaczało świadectwo. Świadectwo zaś będzie codziennym oddawaniem życia dla dobra drugiego.

Do takiego stanu dążmy wszyscy – każda i każdy z nas, duchowny i świecki, uczony i nieuczony, wysoko, czy nisko postawiony. Wszyscy się o to starajmy, by słowo – zawsze równało się świadectwu! I właśnie w ten sposób skutecznie reformujmy świat i Kościół!

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.