Konkret – i relacja z Jezusem!

K

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Tomasz Małkiński, z którym wspólnie prowadziliśmy – w swoim czasie – dzieło Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach. Ksiądz Tomasz jest obecnie Proboszczem w Parafii Brzozowica Duża. Życzę Mu bezmiaru łaski Bożej i ludzkiej życzliwości. Wspieram modlitwą!

Moi Drodzy, pozdrawiam Was dzisiaj z Lublina, gdzie do soboty zamierzam być – oczywiście, z przerwami. Już jutro udam się do Domu rodzinnego, a po co, to wspomnę jutro, natomiast w piątek: audycja w Radiu Podlasie. Teraz jestem jednak tutaj i odbywam spotkania z niezwykłymi ludźmi, z którymi tutaj mogę spokojnie porozmawiać o sprawach Bożych i ludzkich: wczoraj długa i świetna rozmowa z Norbertem Łączyńskim, a dzisiaj przyjedzie Michał Mucha. Obaj są Lektorami Parafii w Trąbkach, ale znamy się od lat. Są to Ludzie żyjący od dziecka wiarą i świadczący o niej swoim codziennym życiem.

Wieczorem Msza Święta w Parafii Jana Kantego, a tam: spotkanie z Księdzem Bogdanem Zagórskim, wspaniałym Proboszczem tej Wspólnoty, oraz z Księżmi Andrzejem, Łukaszem i Pawłem, a także innymi Księżmi, codziennie wspierającymi Proboszcza w posłudze.

A gdzieś jeszcze – w ciągu dnia – spotkanie z Państwem Żanną i Łukaszem Sulowskimi. Bogu dziękuję za wspaniałych Ludzi, z którymi pozwala mi się spotykać i z którymi rozmowa bardzo mnie ubogaca i podnosi na duchu. Na szczęście, nawet na tym zepsutym świecie są wspaniali Ludzie – także młodzi, wbrew temu, co się ogólnie uważa i mówi. Ostatnio także miałem takich na audycji – jak pamiętacie. Bogu niech będą dzięki za każdą i każdego z nich!

A teraz już zapraszam do zagłębienia się w Boże słowo dzisiejszego dnia. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim bardzo osobistym i konkretnym przesłaniem zwraca się właśnie do mnie? Niech przemawia prost do mojego serca… Prośmy o to Ducha Świętego!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanzu,

Biskupów i Doktorów Kościoła,

2 stycznia 2024., 

do czytań: 1 J 2,22–28; J 1,19–28

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Najmilsi:

Któż jest kłamcą, jeśli nie ten,

kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem?

Ten właśnie jest Antychrystem,

który nie uznaje Ojca i Syna.

Każdy, kto nie uznaje Syna,

nie ma też i Ojca,

kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.

Wy zaś zachowujecie w sobie to,

co słyszeliście od początku.

Jeżeli będzie trwało w was to,

co słyszeliście od początku,

to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu.

A obietnicą tą, daną przez Niego samego,

jest życie wieczne.

To wszystko napisałem wam o tych,

którzy wprowadzają was w błąd.

Co do was to namaszczenie,

które otrzymaliście od Niego, trwa w was

i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo,

ponieważ Jego namaszczenie

poucza was o wszystkim.

Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem.

Toteż trwajcie w Nim tak,

jak was nauczył.

Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci,

abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność

i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.

Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”

Odrzekł: „Nie jestem”.

Czy ty jesteś prorokiem?”

Odparł: „Nie!”

Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”

Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.

A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”

Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.

Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

I znowu słuchamy – w pierwszym czytaniu – bardzo konkretnych sformułowań Jana Apostoła. Jak sobie wspomnieliśmy, to trochę może zaskakiwać, ale chyba najbardziej tych, którzy zbyt pobieżnie i płytko pojmują takie słowa, jak „miłość”, „dobroć”, „prawda”… Bo może niektórym kojarzą się one wyłącznie ze sferą uczuć, podczas gdy tak naprawdę są to konkretne ludzkie postawy, konkretne moralne wybory, dokonywane przez ludzi – wybory rozumowe, logiczne, odpowiedzialne, niosące określone konsekwencje. I taki ton pobrzmiewa w Janowych Listach – także w dzisiejszym fragmencie.

Jeżeli bowiem słyszymy: Któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca. Wy zaś zachowujecie w sobie to, co słyszeliście od początku to musimy sobie powiedzieć, że są to naprawdę bardzo twarde słowa, nawet nieprzyjemne dla ucha…

Dlatego jeżeli ktoś rozumiałby miłość tylko w jako płytkie uczucie, zależne od nastroju, albo tylko jako zewnętrzne gesty, a znowu wiarę tylko jako odmówienie paciorka rano i wieczorem, to jednak dzisiaj dowiaduje się, że trzeba takie spojrzenie poszerzyć. Bo Jan stwierdza bardzo zdecydowanie, że ten, kto nie uznaje podstawowych prawd wiary, dotyczących Osób Boskich, tworzących wzajemne relacje w Trójcy Świętej, jest po prostu kłamcą.

Dlatego uczniowie mają zachowywać – jak już to zresztą, według Jana, czynią – dokładnie to, co usłyszeli od początku, czyli od swoich nauczycieli wiary, a więc zasadniczo od Apostołów, ale też i ich współpracowników. Padają nawet takie bardzo mocne słowa, że ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Słyszymy to dobrze? Jest Antychrystem! Moce słowo – ale tak właśnie wygląda prawda o całej sprawie.

Jan zaś pisze dalej: Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne. Zwróćmy uwagę, moi Drodzy, że mowa tu o trwaniu, a więc o postawie człowieka, rozciągniętej na jakiś dłuższy czas, konsekwentnej i rzetelnej, a nie o chwilowym porywie. Tym bardziej – nie o przelotnym uczuciu. Trwanie zwykle wymaga pewnego zaangażowania i odporności na zewnętrzne przeciwności, ale i te wewnętrzne utrudnienia w człowieku, jak lenistwo, zmęczenie, zniechęcenie… Tylko trwanie w tym, co uczniowie usłyszeli od początku, doprowadzi do osiągnięcia życia wiecznego.

Dlatego właśnie trzeba, abyśmy i my, moi Drodzy, ciągle korygowali w sobie spojrzenie na te sprawy. Bo my ciągle jeszcze za mało łączymy wiarę wyznawaną z wiarą realizowaną we wszystkich wyborach moralnych, jakich dokonujemy w życiu. Podkreślmy to z całą mocą: we wszystkich wyborach moralnych! My bowiem zasadniczo wiarą żyjemy i z tym nie ma problemu.

Natomiast problem największy – w przypadku nas, a więc ludzi związanych z Bogiem i Kościołem na co dzień – bywa taki, że my nie wszystkie sfery swego życia Bogu oddajemy, nie wszystkie decyzje podejmujemy z Nim i pod Jego patronatem, nie wszystkie działania z Nim uzgadniamy. Co i raz łapiemy się na tym, że niektóre nasze pomysły na życie i na rozwiązanie doraźnych problemów nie są „dogadane z Górą”, czyli nie są oparte na przykazaniach, na Piśmie Świętym…

Są to decyzje i działania podjęte – właśnie! – pod wpływem uczuć, emocji, nerwów, niekiedy zmęczenia, niekiedy doraźnych niepowodzeń, albo złego nastawienia ze strony ludzi… Natomiast prawdziwa wiara, prawdziwa przyjaźń z Jezusem, polega na tym, że jest… prawdziwa, czyli że traktowana jest na serio i dotyka wszystkich sfer życia człowieka, wszystkich decyzji i zachowań – nie wyłączając którejkolwiek!

Do takiej właśnie postawy, do takiego traktowania spraw najważniejszych, wzywał Jan Chrzciciel, gdy – jak to słyszymy dzisiaj w Ewangelii – wołał: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. Dużo takich jego wezwań słyszeliśmy w Adwencie – może więc dobrze, że dzisiaj jedno z nich powraca, abyśmy zapytali samych siebie, co zrobiliśmy z tymi zachętami i przestrogami, które wtedy kierowane były do naszych serc w Adwencie? Na ile wyprostowaliśmy te nasze drogi, a przynajmniej: na ile zaczęliśmy realizować to dzieło?

Na ile czytelne są nasze relacje z Jezusem – tak, jak czytelne były relacje Jana, o czym on sam tak mówił: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała.

Czytelne relacje, zajmowanie swojego miejsca w tych relacjach, a więc unikanie tego, by się tymi miejscami zamieniać i jednak ulegać pokusie zajmowania miejsca Jezusa w swoim sercu i w swoim życiu, czyli miejsca pierwszego.

Jan Chrzciciel bardzo łatwo mógł takiej pokusie uleci ludzie poszliby za nim, bo dokonywał naprawdę niezwykłych rzeczy. Choćby dlatego dzisiaj musiał odpowiadać na pytania, czy jest Mesjaszem, ale także i na takie pytania: Czy jesteś Eliaszem?; lub też: Czy ty jesteś prorokiem? Jan udzielił odpowiedzi negatywnej na każde z nich – bo taka była prawda. Ale to go w żaden sposób nie umniejszyło, nie zmalała przez to jego osobista wartość. Można nawet powiedzieć, że wręcz wzrosła, bo w ten sposób okazało się, że jednak ma on bardzo wyjątkową relację z Jezusem.

Podobnie zresztą, jak każda i każdy z nas. Obyśmy tylko tę relację właściwie rozumieli – i codziennie ją wzmacniali. Abyśmy wyrażali ją konkretem naszego codziennego życia: naszego myślenia i mówienia, naszych decyzji, wyborów i działań. Podkreślmy to mocno i raz jeszcze powiedzmy wyraźnie: konkret i jasny układ, gdy idzie o relacje. Zajmowanie swojego właściwego miejsca w tych relacjach i konkretne działania, konkretne decyzje i wybory, a nie uczucia, płytkie i tanie gesty, czy wzdychanie do księżyca. Wiara to konkret – i właściwa relacja z Jezusem!

Tego uczą nas – jak słyszymy w dzisiejszym Bożym słowie – dwaj Janowie: Chrzciciel i Apostoł. Tego także uczą nas Patronowie dnia dzisiejszego, Święci Bazyli i Grzegorz. Co dokładniejszego możemy o nich powiedzieć?

Pierwszy z nich, Bazyli, urodził się w 329 roku, w rodzinie zamożnej i głęboko religijnej w Cezarei Kapadockiej. Wszyscy członkowie jego rodziny dostąpili chwały ołtarzy: tak jego babka i rodzice, jak też jego bracia oraz siostra. Jest to wyjątkowy fakt w dziejach Kościoła.

Ojciec Bazylego był retorem – miał prawo prowadzić własną szkołę. Młody Bazyli uczęszczał do tej szkoły, a następnie udał się na dalsze studia do Konstantynopola, wreszcie do Aten. Tu spotkał się z Grzegorzem z Nazjanzu, z którym odtąd pozostawał w dozgonnej przyjaźni. W 356 roku, Bazyli objął katedrę retoryki po swoim zmarłym ojcu w Cezarei. Tu również przyjął Chrzest, mając lat dwadzieścia siedem. Taki bowiem był wówczas zwyczaj, że Chrzest przyjmowano w wieku dorosłym, kiedy w pełni poznało się obowiązki chrześcijańskie.

Przeżycia, spowodowane śmiercią brata, poważnie wpłynęły na jego życie. Odbył wielką podróż po ośrodkach życia pustelniczego i mniszego na Wschodzie: Egipcie, Palestynie, Syrii i Mezopotamii. Po powrocie postanowił poświęcić się życiu zakonnemu: rozdał swoją majętność ubogim i założył pustelnię w Neocezarei nad brzegami rzeki Iris.

Niebawem przyłączył się do niego Grzegorz z Nazjanzu. Razem podjęli działalność pisarską, tworząc – między innymi – podstawy bazyliańskiej reguły zakonnej, co miało ogromne znaczenie dla rozwoju wspólnotowej formy życia zakonnego na Wschodzie.

Bazyli jest jednym z głównych prawodawców, gdy idzie o regulacje życia zakonnego – i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie chrześcijaństwa. Ideałem życia monastycznego – według Bazylego – jest braterska wspólnota, która poświęca się ascezie, medytacji oraz służy Kościołowi zarówno poprzez naukę wiary, jak i w działalności duszpasterskiej i charytatywnej.

W 364 roku, metropolita Cezarei Kapadockiej, Euzebiusz, udzielił mu święceń kapłańskich. Po śmierci tegoż metropolity, w roku 370, Bazyli został wybrany jego następcą. Jako Arcybiskup Cezarei, wykazał talent męża stanu, wyróżniał się także jako doskonały administrator i duszpasterz, dbały o dobro swojej owczarni. Bronił jej niezmordowanie słowem i pismem przed skażeniem herezji ariańskiej. Rozwinął w swojej diecezji szeroką działalność dobroczynną, budując na przedmieściach Cezarei kompleks budynków na potrzeby biednych i podróżujących. Był człowiekiem szerokiej wiedzy, znakomitym mówcą, pracowitym i miłosiernym pasterzem.

Zmarł 1 stycznia 379 roku. Jego relikwie przeniesiono wkrótce do Konstantynopola – wraz z relikwiami Świętego Grzegorza z Nazjanzu i Świętego Jana Chryzostoma. Obecnie znajdują się one w Belgii.

A co wiemy o drugim dzisiejszym Patronie, Grzegorzu? Urodził się w 330 roku, koło Nazjanzu. Odbył wiele podróży, aby posiąść wiedzę. Związany przyjaźnią z Bazylim, przyłączył się do niego, by prowadzić życie pustelnicze, lecz wkrótce został kapłanem i biskupem. W 381 roku został wybrany biskupem Konstantynopola, usunął się jednak do Nazjanzu z powodu podziałów, które nastąpiły w jego Kościele. Zmarł w Nazjanzie, dnia 25 stycznia 389 lub 390 roku. Ze względu na szczególny dar wiedzy i wymowy jest nazywany „teologiem”.

I może w tym momencie warto wysłuchać świadectwa, jakie Święty Grzegorz daje w jednej ze swoich mów o Świętym Bazylim – i łączącej ich przyjaźni: „Ateny złączyły nas, jak jakiś nurt rzeczny, gdy płynąc z jednego ojczystego źródła, porwani w różne strony żądzą nauki, znowu zeszliśmy się razem, jakbyśmy się umówili, gdyż Bóg tak zrządził. Wówczas to właśnie nie tylko ja sam z uszanowaniem traktowałem mojego wielkiego Bazylego, widząc powagę jego obyczajów i dojrzałość umysłu, lecz także skłaniałem do podobnego zachowania się i innych młodzieńców, którzy go jeszcze nie znali. Bo u wielu, którzy już przedtem o nim słyszeli, od razu budził szacunek. Cóż z tego wynikło?

Chyba tylko on jeden spośród wszystkich przebywających na studiach uniknął powszechnego obrzędu wprowadzenia – uznano bowiem, że należy mu się więcej czci, niż zwykłemu nowicjuszowi. To był początek naszej przyjaźni. […] Mieliśmy oczy zwrócone na jeden cel i stale rozwijaliśmy w sobie nawzajem nasze dążenie, tak by się stawało coraz gorętsze i mocniejsze. Wiodły nas jednakowe nadzieje co do przedmiotu budzącego zwykle najwięcej zawiści – mam tu na myśli sztukę wymowy. Jednak zawiści nie było, współzawodnictwo zaś traktowaliśmy poważnie.

A walczyliśmy obaj nie o to, kto będzie miał pierwszeństwo, lecz kto ma drugiemu ustąpić, gdyż każdy z nas uważał sławę drugiego za własną. Mogło się wydawać, że obaj mamy jedną duszę, która podtrzymuje dwa ciała. I jeżeli nie należy wierzyć tym, którzy mówią, że wszystko zawiera się we wszystkim, to tym bardziej wierzyć nam, że jeden był w drugim i obok drugiego. […]

Chociaż więc inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od swych zawodów lub czynów, to my uważaliśmy za wielki zaszczyt i wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami.” Tyle ze świadectwa Świętego Grzegorza z Nazjanzu.

Wpatrując się w przykład ich świętości i przyzywając ich wstawiennictwa, a jednocześnie uważnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy o naszą wiarę, a więc o konkret i o naszą osobistą relację z Jezusem…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.