Przed Unitami schylamy dziś czoła…

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym, w Diecezji siedleckiej, przeżywamy liturgiczne wspomnienie Błogosławionych Męczenników z Pratulina – Unitów Podlaskich.

Są mi oni osobiście bardzo bliscy, bo czynnie uczestniczyłem w przygotowywaniu się całej Diecezji do ich Beatyfikacji, uczestniczyłem w tejże jako Alumn IV roku Seminarium (brałem wtedy udział w asyście liturgicznej na Placu Świętego Piotra, a po Mszy Świętej miałem zaszczyt osobistego spotkania z Janem Pawłem II), a potem – wraz z Kolegami z Seminarium – przygotowaliśmy dużą inscenizację o Unitach, zatytułowaną „Monumentum Martyrum”, którą widziało wielu ludzi z naszej Diecezji i spoza niej.

Ze swej strony, kiedy tylko mogę, zajeżdżam do Pratulina, aby przy Ich relikwiach po prostu się pomodlić. Dzisiaj tam właśnie, w Pratulinie, odbędą się doroczne, związane ze sto pięćdziesiątą rocznicą ich męczeństwa. O godzinie 12:00, sprawowana będzie Msza Święta, pod przewodnictwem i z homilią Księdza Arcybiskupa Andrzeja Dzięgi, Metropolity Szczecińskiego, a wcześniej: mojego Dziekana i Profesora na Wydziale Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Łączmy się duchowo z obecnymi tam Pielgrzymami – i swoim sercem pielgrzymujmy do tego świętego miejsca! Można będzie obejrzeć relację na żywo w internetowej telewizji diecezjalnej FARO.TV, lub posłuchać transmisji w Katolickim Radiu Podlasie.

A wspominając tych, którzy – jako Unici – oddali życie w obronie jedności Kościoła, o tę jedność módlmy się, szczególnie w tym obecnym, trudnym i niekorzystnym dla tworzenia jedności czasie…

Ja dzisiaj rozpocząłem dzień Mszą Świętą w Katedrze siedleckiej, o godzinie 7:00; od 10:00 do 17:00 mam dyżur duszpasterski na Wydziale Nauk Rolniczych, przy ulicy Prusa, a o 17:00 zastąpię Proboszcza Parafii Brzozowica, mojego Kolegę i byłego Współpracownika w Duszpasterstwie Akademickim w Siedlcach, Księdza Tomka Małkińskiego, sprawując za Niego Mszę Świętą właśnie w tejże Parafii. Nie ma za to Mszy Świętej w naszym Duszpasterstwie.

Teraz zaś zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem właśnie do mnie się zwraca? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 3 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Bł. Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy,

Męczenników z Pratulina,

23 stycznia 2024., 

do czytań: 2 Sm 6,12b–15.17–19; Mk 3,31–35

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:

Poszedł Dawid i sprowadził z wielką radością Arkę Bożą z domu Obed – Edoma do Miasta Dawidowego. Ilekroć niosący Arkę Pana postąpili sześć kroków, składał w ofierze wołu i tuczne cielę. Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a ubrany był w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pana wśród radosnych okrzyków i grania na rogach.

Przyniesioną więc Arkę Pana ustawiono na przeznaczonym na to miejscu w środku namiotu, który rozpiął dla niej Dawid, po czym Dawid złożył przed Panem całopalenia i ofiary pojednania. Kiedy Dawid skończył składanie całopaleń i ofiar pojednania, pobłogosławił lud w imieniu Pana Zastępów. Dokonał potem podziału między cały naród, między cały tłum Izraela, między mężczyzn i kobiety: dla każdego po jednym bochenku chleba, po kawałku mięsa i placku z rodzynkami. Potem wszyscy ludzie udali się do swych domów.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.

Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

Prawdę powiedziawszy, to trochę trudno wyobrazić sobie aż takie powolne poruszanie się pochodu, niosącego Arkę Przymierza, że co sześć kroków zatrzymywano się, aby złożyć w ofierze wołu i tuczne cielę. Zważywszy, że każde z tych zwierząt trzeba było zabić, upuścić krew, potem spalić – ile więc to wszystko musiało trwać! I dlaczego akurat sześć kroków, a nie chociażby dziesięć? I kto liczył te kroki?

Takie to pytania – może nieco naiwne – nasuwają się nam, ale to dlatego, że naprawdę wiadomość, jaką mamy w pierwszym czytaniu, brzmi dość niewiarygodnie. To znaczy – jeśli idzie o jej brzmienie dosłowne, bo jeśli idzie o jej głębsze przesłanie – to już sprawa ma się nieco inaczej. Oto bowiem otrzymujemy w ten sposób bardzo ważną informację, będącą jednocześnie przesłaniem: Arka Przymierza stała się znakiem faktycznej obecności Boga, który przybył do Miasta Dawidowego. Bóg w tym znaku sam przybył do swego ludu.

I właśnie to wszystko, o czym tu sobie mówimy, a więc ten niebywały i wręcz nieprawdopodobny entuzjazm, towarzyszący sprowadzeniu Arki, jest potwierdzeniem, że Dawid jako pierwszy, – a po nim jego rodacy – naprawdę uwierzyli, iż to sam Bóg do nich przybył. Owszem, Arka Przymierza była jedynie znakiem Boga – i tylko znakiem, ona nie była czymś podobnym do Najświętszego Sakramentu, który jest żywym Jezusem Chrystusem, obecnym tu i teraz.

Arka Przymierza była znakiem, ale – jak wiemy z wielu historii i wydarzeń, opisanych na kartach Starego Testamentu – była takim znakiem, do którego sam Bóg przywiązywał ogromne znaczenie. I nakazywał szczególny szacunek wobec tegoż znaku. I przez jego obecność w danym miejscu udzielał swego prawdziwego, hojnego błogosławieństwa.

Tak było w domu Obed–Edoma, skąd dzisiaj – jak słyszymy – Arka Przymierza została przeniesiona: Bóg pobłogosławił bardzo temuż człowiekowi i jego rodzinie w tym czasie, kiedy Arka tam przebywała. Z jakiejś bowiem trudnej do końca do zrozumienia obawy Dawid powstrzymał się przed tym, by wziąć Arkę od razu do siebie, uznając, że może nie będzie w stanie zapewnić właściwego uszanowania dla tegoż znaku. Dlatego postanowił, że – niejako po drodze – zaniesie Arkę właśnie do domu Obed–Edoma.

A wówczas Pan dał ten wyraźny znak, że jest właśnie tam: u Obed–Edoma. Nie u Dawida, bo on Arki nie przyjął. A skoro nie przyjął, to nie otrzymał takich darów, jakie otrzymał Obed–Edom. Wtedy to właśnie Dawid zrozumiał, że nie może przed swoim Bogiem uciekać, tylko zaufać Mu bezgranicznie i oddać cześć. Po prostu: przyjąć do siebie. I stąd taki entuzjazm, taka nieopisana radość, granicząca niemalże z szaleństwem – ale tym „dobrym” szaleństwem…

To właśnie o tym mówi opis, który dziś słyszymy. W sensie ścisłym i dosłownym – może on nie jest do końca wierny faktom, może zawierać pewną wizją Autora biblijnego. A pamiętamy przecież, że Biblia jest pisana językiem symbolu, językiem metafory, gdyż chodzi w niej o przekaz głębszy i ponadczasowy, a nie o reporterskie relacjonowanie takich czy innych wydarzeń. Stąd tych kroków za każdym razem może było więcej, może też nie składano za każdym razem owych zwierząt w ofierze, tylko może na początku i na końcu – nie to jest najważniejsze.

Najważniejszym jest, że Dawid zapragnął przyjąć Boga w swoim mieście i że on – a z nim cały naród – rozpoznał fakt obecności Boga wśród nich. Rozpoznał – i uwielbił. I wyraził ogromną radość! A przecież – można by powiedzieć – jedynie przyniesiono Arkę, tak naprawdę: drewnianą skrzynię, odpowiednio pomalowaną i udekorowaną, zawierającą wewnątrz Tablice Dekalogu i drewnianą laskę Mojżesza… Tak, to tylko skrzynia, ale Bóg przywiązał do niej to wielkie znaczenie, iż uczynił ją – w tamtym czasie i w tamtych okolicznościach – znakiem swojej obecności.

Matka Jezusa, kiedy przyszła dzisiaj do Syna, chcąc z Nim porozmawiać, także zasygnalizowała swoją obecność. W odpowiedzi na to jednak wszyscy niespodziewanie usłyszeli: Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.

Jakże to?” – chcielibyśmy zapewne zapytać. To nie ma żadnego znaczenia, że sama Matka przybyła?… Na pierwszy rzut oka (ucha?…) tak by się mogło wydawać. Natomiast my już dzisiaj wiemy, że Jezus w ten właśnie sposób uczcił – i to bardzo – swoją Matkę, stawiając Ją na pierwszym miejscu wśród tych, którzy słuchają Bożego słowa i pełnią wolę Bożą. Żeby to jednak zrozumieć, trzeba się było wsłuchać się nie tylko w samo brzmienie słów Jezusowych, ale starać się zagłębić w Jego myśl – w intencję, z jaką te słowa wypowiadał.

Zatem, w naszych relacjach z Bogiem musimy starać się zawsze patrzeć i słuchać głębiej, uważniej, w jak największym skupieniu, z sercem otwartym i szczerym, aby nie przegapić, nie przeoczyć, nie przejść obojętnie obok żadnego, choćby najmniejszego sygnału, jaki wyśle nam Pan, a jaki będzie nam uświadamiał, że oto jest On między nami. On sam. I że to On sam do nas mówi. I obdarza nas swoimi łaskami, dobrymi natchnieniami, swoim błogosławieństwem.

Jak wiemy i widzimy, to się nie dokonuje w sposób jakiś bardzo spektakularny, hałaśliwy czy jakiś oficjalny, ale bardzo często poprzez różne osoby lub sytuacje, czy poprzez sploty wydarzeń – Pan przychodzi, mówi, działa, kocha, uzdrawia, przebacza… I zwycięża w nas to, co złe, a pomnaża to, co dobre… Obyśmy zawsze tę Jezusową obecność i to działanie – tak dyskretnie ukryte – dostrzegli i docenili. I przełożyli na nasze życie, wykorzystując je do osiągnięcia dobra. Doczesnego i wiecznego.

Tak, jak Jezusową obecność pomiędzy sobą dobrze odczytali i docenili – a nawet własną męczeńską śmiercią potwierdzili i uczcili – Patronowie dnia dzisiejszego, Duma naszej siedleckiej Diecezji: Wincenty Lewoniuk i dwunastu Towarzyszy, Męczennicy z Pratulina. Co możemy o nich powiedzieć?

Byli członkami Kościoła unickiego, powstałego na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku. Ponieśli śmierć męczeńską 24 stycznia 1874 roku z rąk żołnierzy rosyjskich, którzy w imieniu cara chcieli przemocą narzucić im prawosławie. Męczennicy pratulińscy oddali swoje życie w obronie wiary i jedności Kościoła. Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał ich Beatyfikacji w Rzymie, w dniu 6 października 1996 roku, w czterechsetną rocznicę zawarcia Unii Brzeskiej.

Warto w tym miejscu dopowiedzieć, że Błogosławiony Wincenty Lewoniuk i jego dwunastu Towarzyszy byli mężczyznami w wieku od dziewiętnastu do pięćdziesięciu lat. Z zeznań świadków i dokumentów historycznych wynika, że byli ludźmi dojrzałej wiary. Masakra przy kościele zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek postrzelenia jednego żołnierza carskiego przez drugiego. Przerwano więc ogień i żołnierze bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli siekierą. Do świątyni wprowadzono „rządowego” proboszcza.

Rozproszony lud zbierał swoich rannych, których było około stu osiemdziesięciu. Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym przez całą dobę, gdyż żołnierze carscy nie pozwolili ich stamtąd zabrać. Potem to oni właśnie pogrzebali je bezładnie, wrzucając do wspólnej mogiły, którą zrównali z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku. Męczennicy zostali więc pogrzebani bez szacunku i bez udziału najbliższej rodziny.

Miejscowi ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, grób Męczenników został należycie upamiętniony. 18 maja 1990 roku szczątki Męczenników zostały przewiezione z grobu do świątyni parafialnej.

Obrona świątyni otoczonej uzbrojonym wojskiem nie była skutkiem chwilowego przypływu gorliwości, ale konsekwencją głębokiej wiary mieszkańców Pratulina.

Tak zatem, pierwszym, który oddał życie był Wincenty Lewoniuk, a z nim razem: Daniel Karmasz, Łukasz Bojko, Konstanty Bojko, Konstanty Łukaszuk, Bartłomiej Osypiuk, Anicet Hryciuk, Filip Kiryluk, Ignacy Frańczuk, Jan Andrzejuk, Maksym Gawryluk, Onufry Wasyluk, Michał Wawryszuk.

W brewiarzowej Godzinie czytań, przeznaczonej na dzisiejsze wspomnienie, znajdujemy fragment raportu księdza Teodora Telakowskiego do biskupa Stupnickiego, w którym to raporcie tak opisywał wydarzenia z owego pamiętnego dnia w Pratulinie:

Dnia 24 stycznia 1874 roku wydarzyła się straszna katastrofa w Pratulinie, w powiecie Konstantynów, na Podlasiu. Duszpasterską troskę w tej parafii sprawował ksiądz Józef Kurmanowicz, który od kilku tygodni razem z innymi kapłanami był więziony w Siedlcach. Lud, gdy żegnał swego duszpasterza wywożonego z parafii, przeczuwał, że czeka go ciężka dola. Padał na kolana przed odjeżdżającymi, prosząc o ostatnie błogosławieństwo. Kapłan i lud, zalani łzami, rozeszli się, może na zawsze. Błogosławieństwo było udzielane drżącą ręką, bo słowa uwięzły w zbolałej piersi. Bóg w niebie je przyjął.

Zarząd nad parafią został powierzony młodemu galicjaninowi, księdzu Leontemu Urbanowi, mieszkającemu w swej parafii w sąsiednim Krzyczewie. Chciał on wprowadzić w cerkwi unickiej w Pratulinie liturgię prawosławną. Unici pratulińscy zamknęli swoją cerkiew i klucze trzymali u siebie. Ksiądz Urban dał o tym znać do władz. 24 stycznia przybył naczelnik powiatu konstantynowskiego, mieszkający w Janowie. Przybyło z nim także wojsko pod dowództwem niemieckiego oficera Steina.

Naczelnik Kutanin przywoływał różne argumenty, aby przekonać lud, by przekazał swoją świątynię nowemu proboszczowi, wyznaczonemu przez władze rządowe, i by nie niszczyli pokoju. Cała jego elokwencja na nic się zdała.

Wówczas Stein powiedział, że zebrani powinni przyjąć prawosławie, teraz zaś winni się rozejść i nie zakłócać spokoju. Ci z różnych stron pytali go: «Jak się nazywasz?» Odpowiedział: «Nazywam się Stein». Ci zapytali: «Jaką wyznajesz wiarę?» Odpowiedział: «Jestem luteraninem». Powiedzieli mu: «Dobrze, przyjmij więc prawosławie, abyśmy zobaczyli, jak wygląda zdrajca wiary». Stein nic nie odpowiedział, ale żołnierzom rozkazał szarżę na obrońców. Ci skupili się przy kościele i bronili go, bojowo podnosząc kije znalezione w pobliżu. Wojsko ustąpiło, przewidując straty. Lud stał nieporuszony na placu.

Stein zarządził załadowanie karabinów kulami. Wówczas wierni odrzucili kołki i kamienie, które trzymali w rękach. Padli na kolana jak jeden mąż i zaczęli śpiewać pobożne pieśni polskie: «Święty Boże», a następnie psalm: «Kto się w opiekę»… Stein rozkazał: «Ognia!» Kule posypały się jak grad. Padli zabici wieśniacy. Pochyliły się głowy rannych. Śpiew nie ustawał. Żołnierze byli ustawieni w półkole za parkanem cmentarnym i prowadzili ogień.

Pierwszy padł zabity Wincenty Lewoniuk. Jednocześnie padł martwy młodzieniec Anicet Hryciuk ze wsi Zaczopki. Stojący obok starzec podniósł jego martwe ciało i przerywając na chwilę śpiew, zawołał: «Już narobiliście mięsa, możecie go mieć więcej, bo wszyscy jesteśmy gotowi umrzeć za naszą wiarę». Ogień trwał kilkanaście minut.

Ludzie pozostawali w niewielkiej odległości od wojska i byli skupieni w zwartą grupę. Liczba zabitych byłaby zapewne większa, gdyby niektórzy żołnierze, powodowani współczuciem, nie strzelali w powietrze. Żaden jęk nie wyszedł z piersi umierających. Żadne przekleństwo nie splamiło ust rannych. Wszyscy umierali w Bogu i z Bogiem za wiarę, która jako dar pochodzi od Boga.

Gdy zaprzestano strzelać, na placu pozostało dziewięciu zabitych. Cztery osoby, śmiertelnie ranne, umarły tego samego dnia. Zostały pogrzebane w tej samej mogile.” Tyle z tekstu, zamieszczonego w dzisiejszej Godzinie czytań.

Wpatrzeni w przykład bohaterskiej postawy Męczenników Podlaskich oraz wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zapytajmy samych siebie, czy naprawdę dostrzegamy obecność Jezusa wśród nas – nawet, a może właśnie szczególnie, w okolicznościach trudnych – i staramy się ją docenić, pomnażając dobro, jakie z niej płynie?…

4 komentarze

  • Oktawa Modlitw o Jedność Chrześcijan. Dzień 6
    Intencja dnia: za wstawiennictwem św. Wincentego Ferreriusza (https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/04-05a.php3) módlmy się za tych, którzy w zazdrości o wiarę nie mogli przezwyciężyć pokus tego wieku, aby Bóg przebłagał ich serca i przywrócili więź jedności z Katedrą Apostoła Piotra.
    (możliwość modlitwy w ciszy własnymi słowami w tej intencji)

  • P. Jezus nie przepuści okazji, żeby zostawić nas bez pomocy; może być niewyspany, głodny, ale kiedy trzeba, będzie służył człowiekowi. Szczególnie w trudnych, mrocznych chwilach jest najbliżej, choć wtedy fale zagłusza zbuntowany anioł, ojciec kłamstwa (” zostaleś sam, nikt ci nie pomógł itp itd”). Cierpiący człowiek często nabiera się na ten trik a to dla niego wielka szkoda.
    Pan Jezus nazywa nas swoimi bliskimi, prosi o spotkanie, chce żebyśmy Go słuchali. I mieszka w każdym z naszych bliskich, pamiętajmy również o nich.
    …. Słuchajcie Mnie, ja żyję wśród was i mówię do was. A kiedy otwieracie Ewangelię i rozmyślacie Moje słowo i pragniecie kochać Moją miłością, nie zawiodę was; ale będę podpowiadał, byście rozumieli sercem i duszą.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.