To JA JESTEM!

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Przemysław Ciechanowski, z Diecezji elbląskiej – Proboszcz Parafii Kalwa – Szropy, w której dane mi było, w swoim czasie, prowadzić rekolekcje parafialne. Życzę Solenizantowi ogromu Bożego błogosławieństwa i wszelkich natchnień z Nieba! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, serdecznie dziękuję Wszystkim, którzy byli z nami wczoraj na wieczornej audycji: zarówno Księdzu Rektorowi siedleckiego Seminarium, Diakonom i Alumnom, którzy byli ze mną w studiu, jak i Wszystkim, którzy nas słuchali, pisali do nas, wspólnie się z nami modlili… Bogu i Im niech będą dzięki! Bogu naszemu niech będzie wielka i wieczna chwała!

A ja dzisiaj pozdrawiam z Siedlec, z których jednak już niedługo przejadę do Lublina, gdzie o 18:00 będę znowu odprawiał Mszę Świętą w Parafii Świętego Jana Kantego – na zaproszenie jej Proboszcza, Księdza Kanonika Bogdana Zagórskiego, zwanego przeze mnie Eminencją!

Teraz zaś pochylmy się już nad Bożym słowem na dziś. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Poniżej zaś – słówko Kacpra, jak w każdą sobotę. Dziękujemy bardzo serdecznie za jasność, szczerość, moc i odwagę przekazu!

Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty – podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Sobota 2 Tygodnia Wielkanocy,

13 kwietnia 2024., 

do czytań: Dz 6,1–7; J 6,16–21

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy.

Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów, powiedziało: „Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły. Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa”.

Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce.

A słowo Boże rozszerzało się, wzrastała też bardzo liczba uczniów w Jerozolimie, a nawet bardzo wielu kapłanów przyjmowało wiarę.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru.

Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się”. Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.

A OTO SŁÓWKO KACPRA:

Myślę, że każdy zgodzi się ze mną, iż zarządzać małą grupą osób jest łatwiej, niż dużą. W mniejszej grupie relacje są bardziej zażyłe. Łatwiej jest poświęcić tym osobom czas, uwagę czy w pewien sposób wyegzekwować wywiązanie się z podjętych wspólnie obowiązków. Biorąc pod uwagę również to, że każdy z nas jest inny, ponieważ mamy różny temperament, różne doświadczenia życiowe, różne podejście do pewnych spraw czy może nawet światopogląd, to również w mniejszej grupie jakoś tak łatwiej jest dojść do porozumienia i żyć razem.

W dzisiejszym pierwszym czytaniu, z Dziejów Apostolskich, słyszymy o sytuacji, w której to liczba wyznawców Jezusa wzrastała. Przybywało osób wierzących, zatem wspólnota chrześcijańska nieustannie rosła. Z racji, iż jesteśmy tylko ludźmi i żyjemy tutaj na ziemi, to również mamy czasami różne zdanie, poglądy czy podejście do różnych spraw – o czym już wspominałem. Tak też było z pierwszym Kościołem.

Czytamy, że były dwie grupy – helleniści i Hebrajczycy – i to między nimi powstał spór. Pozwolę sobie przytoczyć wyjaśnienie z mojego Pisma Świętego dotyczące tego, kim byli helleniści, a kim Hebrajczycy: ,,(…) tych, których Łukasz nazywa hellenistami, pochodzili z diaspory, posługiwali się językiem greckim i czytali Pismo Święte w tłumaczeniu Septuaginity (pisma hebrajskie tłumaczone na grekę). Z racji swego pochodzenia i kontaktów ze światem poza żydowskim byli bardziej otwarci.

Drugą grupę stanowili Żydzi, nawróceni z tradycyjnego judaizmu, określani przez Łukasza mianem Hebrajczyków. Pochodzili oni z Palestyny, mówili po aramejsku i czytali Biblię w języku hebrajskim. Ze względu na swoje środowisko i tradycje kulturowe, przywiązywali większą wagę do wierności Prawu, co czyniło ich bardziej zamkniętymi i rygorystycznymi.”

Problem zrodził się właśnie pomiędzy tymi dwiema grupami. Helleniści zarzucili Hebrajczykom, że ich wdowy są traktowane niesprawiedliwie przy rozdawaniu jałmużny. Ta sytuacja była sygnałem dla apostołów, że przestali sobie ze wszystkim radzić. W następstwie tego wydarzenia, apostołowie postanowili pozostać wiernymi Słowu Bożemu i skupić się na głoszeniu Ewangelii.

Zwrócili się jednak do wspólnoty, aby ta wybrała spośród siebie siedmiu mężczyzn do zajmowania się kwestiami, które doprowadziły do sporu. Jak wiemy, liczby w Biblii są bardzo istotne i liczba siedem oznacza pełnię, doskonałość. Wspólnota wybrała kandydatów i przedstawiła ich apostołom, którzy potwierdzili dokonany wybór.

Ta sytuacja pokazuje – według mnie – dwie bardzo ważne kwestie, które są kluczowe dla zdrowego funkcjonowania Kościoła i przeróżnych wspólnot. Mianowicie, na pierwszym miejscu ma być zawsze Słowo Boże i wierność temu, co Bóg mówi do nas przez Swoje Słowo. Wielokrotnie powtarzam, że codzienne rozważanie, czytanie i życie Słowem Bożym, jest podstawą do zrozumienia naszej wiary i budowaniu relacji z Bogiem. Nie da się – po prostu: nie da się! – poznać Boga, słysząc tylko o Nim od innych osób. I nie ma tu znaczenia, czy będzie to na ulicy, w kościele czy w domu. Żadna piękna opowieść o drugiej osobie nie zastąpi bezpośredniej relacji z tą osobą.

Apostołowie w sytuacji kryzysowej odpowiedzieli: Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły. Znaczy to tyle, że na pierwszym miejscu stawiali Jezusa, a dopiero na kolejnym sprawy przyziemne. Czy to znaczy, że umniejszali wartości tych spraw? Wręcz przeciwnie! Szukali rozwiązania, które zadowoli wszystkich.

To mi pokazuje drugie, bardzo ważne przesłanie, płynące z tego fragmentu. Każdy we wspólnocie ma swoje miejsce i misję. Jeden będzie bardziej nadawał się do głoszenia słowa i bycia liderem, przewodnikiem, a inny znowu bardziej będzie nadawał się do posługi muzycznej czy – właśnie – żywieniowej. Tak samo w Kościele, każdy z nas ma talenty, które może i powinien spożytkować w odpowiedni sposób. Rolą naszych duszpasterzy, liderów, przewodników, jest prowadzić wspólnoty w taki sposób, aby z jednej strony nie spuścić z oka tego, co jest kluczowe, czyli Jezusa i Jego nauki, a z drugiej – tego, co przyziemne.

Zgadzam się z stwierdzeniem, że każdego i wszystkich na raz nie da się zadowolić, natomiast rolą osoby stojącej na czele Kościoła czy wspólnoty jest prowadzić wierzących tak, aby wzrastali w wierze i aby ta wiara się umacniała. Ludzie muszą czuć się zaopiekowani i potrzebni.

Myślę, że kluczem do odpowiedniego podejścia do tej kwestii jest naśladowanie Jezusa, który pochylił się, aby umyć stopy swoim uczniom. Przez ten gest pokazał ogrom miłości i pokory. Mimo różnych zaszczytnych pozycji czy tytułów, ludzie powinni kierować się przede wszystkim miłością do drugiego człowieka. Pozycje, tytuły, stanowiska czy iluzoryczna władza czy własny interes i własne „ego” – nie mogą stanąć przed okazaniem miłości, zrozumienia i akceptacji dla drugiego człowieka. Mamy przykład chociażby Świętego Jana Pawła II czy Świętej Matki Teresy z Kalkuty, którzy okazywali ogrom miłości i zrozumienia dla drugiego człowieka. To przyciągało do nich tłumy.

Stawianie Jezusa w centrum jest kluczowe dla naszej wiary i naszego życia. Apostołowie – również w dzisiejszej Ewangelii – zapraszają Jezusa do łodzi. Mamy przed sobą obraz pokazujący, jak to  uczniowie Pana przeprawiają się łodzią przez Jezioro Tyberiadzkie. Jest ciemno i dość niebezpiecznie, ponieważ wieje bardzo silny wiatr i wody są niespokojne. Ewangelista opisuje, że przepłynęli około pięciu kilometrów i ujrzeli Jezusa. Dopiero wtedy się przestraszyli.

Nie mamy informacji na temat tego, że warunki atmosferyczne zrobiły na nich jakiekolwiek wrażenie. To widok idącego przez jezioro Jezusa spowodował lęk i strach. Jezus natomiast odpowiedział na to tak, jak Bóg, kiedy przedstawiał się w wielu miejscach na kartach Starego i Nowego Testamentu, a mianowicie: JA JESTEM. Dodając również, aby się nie bali. Apostołowie chcieli zaprosić Jezusa do łodzi, ale nagle łódź znalazła się przy brzegu, do którego zdążali.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że wymiary tego jeziora to dwadzieścia jeden kilometrów z północy na południe oraz dwanaście kilometrów ze wschodu na zachód. Z tego możemy wywnioskować, że w momencie spotkania z Jezusem byli oni co najwyżej w połowie drogi. Nagłe przybycie do brzegu jest kolejnym znakiem – zaraz po chodzeniu po jeziorze – którym Jezus chciał pokazać swoim uczniom, kim jest oraz jaką ma moc.

Często w naszym życiu zdarzają się różne niekorzystne warunki w różnych sytuacjach. Te zawirowania mogą być na tyle długotrwałe, że może to już na nas nie robić zupełnie wrażenia. Tak, jak to było w przypadku apostołów, którzy będąc w łodzi na środku jeziora, przestraszyli się dopiero idącego Jezusa, a nie samej pogody czy innych okoliczności.

Dlatego Jezus do każdego z nas mówi, abyśmy się nie bali, ponieważ On z nami jest. Możemy tego nie czuć, może nam się wydawać inaczej, ale to nie zmieni faktu, że tak właśnie jest. Zobaczmy zresztą, co stało się dalej: Jezus uspokaja i mówi: «Nie bójcie się!» Lęk nie pochodzi od Boga, tylko od nieprzyjaciela. Nasz Pan zapewnia, że nie mamy czego się lękać, ponieważ wszystko jest w Jego rękach, a On nie pozwoli nas skrzywdzić. Zapraszając Jezusa do łodzi, uczniowie znaleźli się od razu przy brzegu, w bezpiecznym miejscu.

Myśląc nad tym fragmentem, postawiłem sobie pytanie: dlaczego Jezus to zrobił? Czy tylko dlatego, żeby pokazać apostołom swoją moc? Przecież wystarczyłoby zapewne samo chodzenie po wodzie, aby wprowadzić apostołów w osłupienie. Ale może było tak, że nieprzyjaciel czyhał na życie uczniów Jezusa, a Jezus tym czynem ich uratował? Nie twierdzę, że tak było. Może to jest z mojej strony spora nadinterpretacja. Pojawiła mi się jednak i taka myśl, której rozważenie zostawię już Wam…

To, co jest najważniejsze, to pewność, że Jezus ma nas w swojej opiece. Jeśli tak naprawdę Mu zaufamy i oddamy mu każdy aspekt naszego życia, to będzie się On o nas troszczył. Możemy pewnych zdarzeń w naszym życiu nie rozumieć, możemy na coś długo czekać, ale zaufanie Panu i powierzenie Mu swoich spraw – to jest podstawa wszystkiego!

Zachęcam, aby pochylić się nad postawą apostołów i rozważyć, czy w naszym życiu stawiamy najpierw Słowo Boże, a następnie sprawy przyziemne. Rozważmy, czy potrafimy zaufać naszym duszpasterzom i liderom, czy jednak chcemy zrobić coś po swojemu, ponieważ wydaje nam się, że tak będzie lepiej. Podejdźmy z pokorą i miłością do drugiego człowieka, pamiętając, że kto się wywyższa będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.