O tym, jak myśleć trzeźwo – i bez uprzedzeń…

O

Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby – znowu! – gdzie przybyłem tym razem sam, na takie swoiste „miejsce pustynne”. Oczywiście, całe przepiękne otoczenie w niczym nie przypomina pustyni, ale ten czas chciałbym tak potraktować – jako czas modlitwy, refleksji, pewnego zwolnienia w biegu… A to miejsce bardzo temu służy.
        Dzisiaj przeżywamy Święto Patronki Europy, która poznała Boga na drodze ludzkiego rozumowania. Zachęcam do twórczej refleksji nad jej postawą i jej słowami. 
             A Pielgrzymka Podlaska wchodzi dzisiaj na teren diecezji kieleckiej: do Tumlina i Kostomłotów. I właśnie – niech czas pielgrzymowania będzie dla wszystkich uczestników również czasem i okazją do odkrycia bliskości Boga i zachwycenia się Nim na nowo!
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek         
Święto Św. Teresy Benedykty od Krzyża,
do czytań z t. VI Lekcjonarza:  Oz 2, 16b.17b.21–22;  Mt 16,24–27
Patronka dnia dzisiejszego, Edyta Stein, urodziła się 12 października 1891 roku we Wrocławiu jako jedenaste dziecko głęboko wierzących Żydów: Zygmunta i Augusty. Chociaż w domu gorliwie przestrzegano przepisów i tradycji religijnych, Edyta popadła dość wcześnie w duchowe zobojętnienie. Mając dwadzieścia lat uważała się za ateistkę. Niedługo po urodzeniu Edyty zmarł jej ojciec. Rodzinny interes przejęła przedsiębiorcza matka, zmieniając go w dobrze prosperującą i uznaną firmę.
W 1911 roku Edyta z doskonałymi wynikami zdała egzamin dojrzałości i podjęła studia filozoficzne we Wrocławiu. Dwa lata później wyjechała do Getyngi, by tam studiować fenomenologię. Obdarzona wielkimi zdolnościami intelektualnymi, nie chciała przyjmować niczego, czego sama gruntownie od podstaw nie zbadała. Dlatego tak usilnie poszukiwała prawdy. „Poszukiwanie prawdy było moją jedyną modlitwą” – pisała później.
Zafascynowana wykładami profesora Edmunda Husserla zaczęła pisanie doktoratu. Pracę nad nim przerwał wybuch I wojny światowej. Edyta zgłosiła się do Czerwonego Krzyża, została pielęgniarką i zaczęła pomagać zakaźnie chorym. Po półrocznej pracy, zupełnie wyczerpana, została zwolniona ze służby sanitarnej. W 1915 roku złożyła egzamin państwowy z propedeutyki filozofii, historii i języka niemieckiego. Wykładała te przedmioty w jednym z wrocławskich gimnazjów. W 1916 roku została asystentką profesora Husserla we Fryburgu. Rok później – pod kierunkiem swego mistrza – uzyskała tytuł doktorski.
Przyjaźniła się też z jego uczniami, między innymi z Romanem Ingardenem. Pod silnym wpływem Husserla i jego szkoły fenomenologicznej, Edyta Stein coraz bardziej poświęcała się filozofii, ucząc się patrzenia na wszystko bez uprzedzeń. Dzięki poznaniu w Getyndze Maxa Schellera, po raz pierwszy zetknęła się z ideami katolickimi. To doprowadziło, w 1921 roku, do jej nawrócenia – po zetknięciu się z autobiografią mistyczki i doktora Kościoła, Świętej Teresy z Avila. Przeczytała tę książkę w ciągu jednej nocy i stwierdziła, że wreszcie – szukając prawdy – znalazła Boga i Jego miłosierdzie. Chrzest i Pierwszą Komunię Świętą przyjęła 1 stycznia 1922 roku. Otrzymała imię Teresa.
Nie oznaczało to jednak dla niej zerwania więzów z narodem żydowskim. Twierdziła, że właśnie teraz, gdy powróciła do Boga, poczuła się znów Żydówką. Była świadoma, że przynależy do Chrystusa nie tylko duchowo, lecz także poprzez więzy krwi. W 1923 roku przystąpiła do Sakramentu Bierzmowania. Jej rozwój duchowy odbywał się głównie w klasztorze Sióstr Dominikanek Świętej Magdaleny. Nadal była nauczycielką w jednym z wrocławskich liceów, łącząc pracę pedagogiczną z naukową.
W latach 1923 – 1931 wykładała w liceum i seminarium nauczycielskim w Spirze. W 1932 prowadziła wykłady w Instytucie Pedagogiki Naukowej w Monasterze, przy czym starała się łączyć naukę z wiarą i tak je przekazywać słuchaczom. W tym czasie złożyła trzy śluby prywatne i żyła już właściwie jak zakonnica, wiele czasu poświęcając modlitwie.
Jednocześnie prowadziła bardzo wnikliwe studia nad myślą filozoficzną Świętego Tomasza z Akwinu, starając się objaśnić pewne elementy jego mistyki przy pomocy metody fenomenologicznej. Często była proszona o wygłaszanie odczytów przy różnych okazjach i na konferencjach. Prowadziła kursy szkoleniowe, pisała artykuły, wygłaszała wykłady w radiu. W Monasterze wykładała tylko przez dwa miesiące, gdy bowiem władzę przejęli narodowi socjaliści, musiała odejść.
Przeniosła się do Kolonii, gdzie 14 października 1933 roku wstąpiła do Karmelu. 15 kwietnia następnego roku otrzymała habit karmelitański. Gorąco pragnęła mieć udział w cierpieniu Chrystusa, dlatego jej jedynym życzeniem przy obłóczynach było, żeby otrzymać imię zakonne z dodatkiem: „od Krzyża”. Po nowicjacie złożyła śluby zakonne i przyjęła imię: Benedykta od Krzyża. Już jako karmelitanka zaczęła pisać swoje ostatnie dzieło teologiczne, zatytułowane: „Wiedza Krzyża”, które pozostało niedokończone. 21 kwietnia 1938 r. złożyła śluby wieczyste.
W tym czasie narodowy socjalizm objął swoim zasięgiem całe Niemcy. Benedykta, zdając sobie sprawę, że jej żydowskie pochodzenie może stanowić zagrożenie dla klasztoru, przeniosła się do Echt w Holandii. 2 sierpnia 1942 roku, podczas masowego aresztowania Żydów, została i ona aresztowana przez gestapo i internowana w obozie w Westerbork. Następnie, 7 sierpnia deportowano ją do obozu w Oświęcimiu. Tam została zagazowana i spalona już 9 sierpnia 1942 roku.
Beatyfikacji Edyty Stein dokonał w Kolonii 1 maja 1987 roku Błogosławiony Papież Jan Paweł II – i on też kanonizował ją 11 października 1998 roku, ogłaszając ją w dniu 1 października 1999 roku – wraz ze Świętą Brygidą Szwedzką i Świętą Katarzyną ze Sieny – Patronką Europy.
            A oto co nasza Patronka mówiła w jednym ze swoich wykładów: „Być dzieckiem Boga znaczy oddać się w ręce Boga, czynić Jego wolę, złożyć w Jego Boskie ręce swoje troski i swoje nadzieje, nie męczyć się obawą o przyszłość. Na tym polega prawdziwa wolność i wesele synów Bożych. Posiada je niewielu ludzi, nawet prawdziwie pobożnych i po bohatersku gotowych na każde poświęcenie. Chodzą zawsze pochyleni pod ciężarem swych trosk i obowiązków.
Wszyscy znamy przypowieść o ptakach niebieskich i liliach polnych. Ale jeśli spotkamy człowieka, który nie ma ani majątku, ani żadnego trwałego zabezpieczenia, a nie męczy się myślą o przyszłości – kręcimy głową, jakbyśmy znaleźli się wobec czegoś niezwykłego. Oczywiście, myliłby się bardzo ten, kto by czekał bezczynnie, aby Ojciec Niebieski zawsze się o wszystko dla niego starał. Ufność w Bogu jest niezawodna tylko wtedy, gdy godzimy się przyjąć z pokorą to, co na nas Bóg zsyła, bo tylko On jeden wie, co jest dla nas istotnie dobre.
I jeśli czasem słuszniej będzie, że dopuści na nas raczej biedę i niedostatek aniżeli wygodne i zabezpieczone utrzymanie, albo też niepowodzenia i upokorzenia zamiast czci i poważania – trzeba i na to być gotowym oraz okazać ufność i poddanie. W ten sposób będziemy mogli żyć nie przytłoczeni ciężarem trosk o przyszłość, radując się chwilą obecną.
Słowa „Bądź wola Twoja!” powinny stać się dla chrześcijanina normą życia, powinny regulować bieg dnia od rana do wieczora, być ciągle główną naszą myślą. Wszystkie inne troski Bóg przejmie na siebie, nam do końca życia pozostanie ta jedna, gdyż nigdy nie możemy być pewni, że zawsze znajdujemy się na drodze, która wiedzie ku Niemu. Jak pierwsi rodzice, którzy utracili dziecięctwo Boże i od Boga się oddalili, tak każdy z nas stoi nieustannie w obliczu wyboru nicości lub pełni Boskiego życia i prędzej czy później dotkliwie się o tym przekona.
W początkach życia duchowego, kiedy zaczynamy się dopiero poddawać Bożemu kierownictwu, czując pewną i mocną rękę Boga, który nas prowadzi – to, co powinniśmy czynić, stoi przed nami jasne jak słońce. Ale nie zawsze tak bywa. Kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie. Musi dojrzewać do wieku Chrystusowego, musi z Nim wejść na Drogę Krzyżową, przejść przez Ogrójec i wstąpić na Golgotę.
Lecz wszystkie cierpienia zewnętrzne są niczym w porównaniu z ciemną nocą duchową, gdy gaśnie Boskie światło i milknie głos Pana. Bóg jest w tym doświadczeniu blisko, lecz ukrywa się i milczy. Dlaczego? Są to Boże tajemnice, których choć do końca nigdy nie przenikniemy, przecież możemy je nieco zrozumieć.
Bóg stał się człowiekiem, aby nas uczynić uczestnikami swego życia. Ciemna noc życia rozpoczyna to uczestnictwo już na ziemi i chce doprowadzić do jego pełni, jako ostatecznego celu, ale w środku drogi zawiera się coś jeszcze. Chrystus jest Bogiem i człowiekiem – ten więc, kto chce żyć z Nim, musi uczestniczyć zarówno w Jego Boskim, jak i ludzkim życiu. Natura ludzka, którą Chrystus przyjął, dała Mu możność cierpienia i śmierci. Natura Boska, którą posiadał odwiecznie, nadała temu cierpieniu i śmierci wartość nieskończoną i moc odkupieńczą. Męka i śmierć Chrystusa powtarzają się w Jego Ciele Mistycznym i jego członkach. Każdy człowiek musi cierpieć i umierać, lecz jeśli jest żywym członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa, jego cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki Boskości Tego, który jest jego Głową.” Tyle z rozważań Świętej Teresy Benedykty od Krzyża.
A my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego w liturgii Kościoła specjalnie na jej święto, w pouczeniu Jezusa, zawartym w dzisiejszej Ewangelii odnajdujemy tę podstawową zasadę, którą kierowała się nasza Święta przez całe swe życie, a szczególnie – na jego ostatnim etapie. Ona bowiem dogłębnie przyjęła i zrealizowała te właśnie słowa: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Święta Teresa Benedykta chciała związać swoje życie z Krzyżem, czego wyrazem stało się już nawet jej zakonne imię, ale też cała jej postawa stała się potwierdzeniem tego tak świadomie dokonanego wyboru.
Co jednak u naszej dzisiejszej Patronki zachwyca najbardziej, to fakt, że na drodze zwykłego ludzkiego rozumowania odkryła Boga! To niezwykłe! Bo pokazuje, że i w ten sposób można Boga odnaleźć, poznać… Tak, pod warunkiem, że się jest otwartym na Jego natchnienia i nie pielęgnuje się w sobie żadnych uprzedzeń! Święta Teresa Benedykta od Krzyża dała się Bogu – jak to pięknie wybrzmiało w pierwszym czytaniu – wyprowadzić na pustynię, gdzie Bóg mógł mówić do jej serca. A ona okazała się Mu uległą, dlatego Bóg poślubił ją sobie na wieki, poślubił przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubił ją sobie przez wierność, a ona Go poznała.
Obyśmy się wszyscy dali tak właśnie prowadzić Bogu, obyśmy pozwolili Mu mówić do naszych serc, obyśmy wyzwalali nasze serca z jakichkolwiek uprzedzeń i złej woli – a wtedy naprawdę inaczej wyglądać będzie nasze życie i życie osób nam bliskich!
W tym kontekście pomyślmy:
·        Czy do nikogo i niczego z góry się nie uprzedzam?
·        Czy zawsze staram się wysłuchać drugiego do końca, czy biorę pod uwagę jego racje – czy dopuszczam taką możliwość, że to on ma rację, a nie ja?
·        Jak realizuję obowiązek pogłębiania wiedzy religijnej i czytania katolickiej lektury i prasy?
Co da człowiek w zamian za swoją duszę?

3 komentarze

  • '' myśleć trzeźwo – i bez uprzedzeń… ''

    Trudno jest myśleć trzeżwo, i bez uprzedzeń, zwłaszcza gdy nam ktoś '' podpadł'' już za pierwszym razem. Ktoś bardzo mądry powiedział , że nigdy nie ma drugiej szansy, by zrobić pierwsze wrażenie. I coś w tym jest ,często kierujemy się swoim odczuciem , które niejednokrotnie nie jest prawdziwe , nie oddaje ono tego, jaki dany Człowiek jest w rzeczywistości.

    Odpowiadając na pytania x Jacka

    Staram się nie uprzedzać do ludzi, i słuchać co mają do powiedzenia . Nawet jeśli się nie zngadzam z czyimś zdaniem. Dopuszczam do siebie prawdę, że nie zawsze ja mam rację.

    Pozdrawiam
    Domownik – A

  • Ks. Jacku chciałabym wiedzieć, co dokładnie oznacza fragment"i niech Mnie naśladuje" w odniesieniu do współczesności. Czy chodzi tu o pomoc drugiemu człowiekowi, głoszenie Królestwa Bożego? Jak to się ma do naszego życia, świata w jakim bytujemy?
    Właściwie tekst ten można podzielić na trzy części wymagające wytłumaczenia i odniesienia do nas samych i życia we współczesnym, nowoczesnym, szalonym, pędzącym do przodu świecie:
    1. "Jeśli kto chce pójść za Mną"
    2. "niech weźmie krzyż swój"
    3 "i niech Mnie naśladuje".

  • Bardzo podoba mi się stwierdzenie, zapisane w wypowiedzi Domownika, że nigdy nie ma drugiej szansy, by zrobić pierwsze wrażenie. Taka oczywista, że aż zaskakująca prawda! Ale – rzeczywiście – nie można oceniać człowieka na podstawie pierwszego wrażenia!
    A co do pytania Kaatrii, to myślę, że najlepszą odpowiedzią na nie może być stwierdzenie Soboru Watykańskiego II o tym, że świeccy powinni przepajać rzeczywistość świecką, w której na co dzień żyją i funkcjonują – duchem Ewangelii! A to, jak myślę, jest dosyć jasne, bo nie chodzi tu bynajmniej o jakieś wielkie słowa i szumne deklaracje, ale takie zwyczaje rzeczy, jak: uczciwość, rzetelność, pracowitość, punktualność, prawdomówność – i takie tam różne… To znaczy – to wszystko, co Jezus uczyniłby, gdyby fizycznie stał między nami. A jeżeli mowa o rozpędzonym, szalonym świecie, to warto uświadomić sobie, że Jezus nieraz wyrywał się gdzieś na ubocze, aby się modlić. Naśladować Go – to robić to samo, a więc wykradać z tego swego czasu, którego ciągle za mało, chociaż chwilę na modlitwę, wyciszenie… po prostu – odpoczynek przed Bogiem! To jest właśnie naśladowanie Jezusa. Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.