Szczęść Boże! Uff, ale wczoraj dyskusja wywiązała się po wpisie Mateusza. Bardzo bym się cieszył, gdyby sam Mateusz zechciał się do tego odnieść. Póki co, bardzo dziękuję za tę wymianę zdań. Przebiegłem wzrokiem zapisane opinie, ale dopiero wieczorem postaram się spokojnie wszystko przeczytać, przemyśleć i odpisać. Za chwilę bowiem ruszam do Chorych z posługą sakramentalną, a potem cały dzień bardzo intensywny. Dlatego proszę o cierpliwość – ja naprawdę staram się wszystko czytać na bieżąco, ale żeby odpisać, potrzebuję spokojnego czasu.
A dzisiaj – wspomnienie Patrona Błogosławionego Jana Pawła II, Karola Wojtyły – Świętego Karola Boromeusza. Prześledźcie, Kochani, drogę życia tego Świętego czasów Soboru Trydenckiego. Jest to droga pod każdym względem niezwykła! I niezwykłe jest działanie Boga, który ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Karola Boromeusza, Biskupa,
do czytań: Rz 15,14–21; Łk 16,1–8
Patron dnia dzisiejszego, Karol, urodził się we Włoszech, na zamku Arona, w dniu 3 października 1538 roku, jako syn arystokratycznego rodu. Jego ojciec wyróżniał się prawością charakteru, głęboką religijnością i miłosierdziem dla ubogich, stając się w ten sposób dla Karola – nawet wówczas, gdy był już Kardynałem – ideałem życia chrześcijańskiego.
Już w młodym wieku Karol posiadał wielki majątek. Kiedy miał zaledwie siedem lat, miejscowy biskup dał mu suknię klerycką, przeznaczając go w ten sposób do stanu duchownego. Takie były ówczesne zwyczaje. Dwa lata później zmarła jego matka. Dla zapewnienia mu odpowiednich warunków, gdy miał lat dwanaście mianowano go opatem w rodzinnej miejscowości. Nie przyjął jednak tego daru z entuzjazmem, natomiast wymógł na ojcu, żeby dochody z opactwa przeznaczano na rzecz ubogich.
Pierwsze nauki pobierał Karol na zamku rodzinnym w Arona. Po ukończeniu studiów w domu, wyjechał zaraz na uniwersytet do Pavii, gdzie odbył studia z prawa kościelnego i cywilnego, zakończone w 1559 roku podwójnym doktoratem. W tym samym roku jego wuj został wybrany na Papieża, przyjmując imię: Pius IV. Za jego przyczyną Karol trafił do Rzymu, gdzie w dwudziestym trzecim roku życia, został mianowany Kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, mimo że święcenia kapłańskie i biskupie przyjął dopiero dwa lata później, w roku 1563.
W latach następnych Papież mianował siostrzeńca Kardynałem – protektorem Portugalii, Niderlandów, a więc Belgii i Holandii, oraz katolików szwajcarskich, ponadto opiekunem wielu zakonów i Archiprezbiterem Bazyliki Matki Bożej Większej w Rzymie. Urzędy te i tytuły dawały Karolowi rocznie ogromny dochód. Oczywiście, nie da się ukryć, iż było to jawne nadużycie, jakie wkradło się do Kościoła w owym czasie. Jednak Pius IV był znany ze swej słabości do nepotyzmu.
Karol jednak bardzo poważnie traktował powierzone sobie obowiązki, a sumy, jakie przynosiły mu skumulowane godności i urzędy, przeznaczał hojnie na cele dobroczynne i kościelne. Sam żył ubogo jak mnich. Wkrótce stał się pierwszą po Papieżu osobą w Kurii Rzymskiej. Praktycznie nic nie mogło się bez niego dziać. Papież ślepo mu ufał. Nazywano go nawet „okiem Papieża”. Dzięki temu udało się mu uporządkować wiele spraw, usunąć wiele nadużyć, nie miał bowiem żadnego względu na urodzenie, ale na charakter i przydatność kandydata do godności kościelnych. Dlatego stanowczo usuwał ludzi niegodnych i karierowiczów.
Takie postępowanie zjednało mu – co oczywiste – licznych i nieprzejednanych wrogów. Dlatego zaraz po wyborze nowego Papieża, Świętego Piusa V, co dokonało się w roku 1567, musiał opuścić Rzym. Bardzo się z tego ucieszył, gdyż mógł zająć się teraz bezpośrednio archidiecezją mediolańską. Stał się faktycznym pasterzem swojej owczarni.
Z całą wrodzoną sobie energią zabrał się do pracy. W 1564 roku otworzył wyższe seminarium duchowne. W kilku innych miastach założył seminaria niższe, by dla seminarium w Mediolanie dostarczyć kandydatów już odpowiednio przygotowanych. Przeprowadził też w swojej diecezji dokładną i wnikliwą wizytację kanoniczną, by zorientować się w sytuacji. Popierał zakony i szedł im z wydatną pomocą. Dla ludzi świeckich zakładał bractwa – szczególnie popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej, mające za cel katechizację dzieci. Dla przeprowadzenia koniecznych reform i uchwał Soboru Trydenckiego, zwołał aż trzynaście synodów diecezjalnych i pięć prowincjonalnych.
Dla umożliwienia ubogiej młodzieży studiowania na wyższych uczelniach, założył przy uniwersytecie w Pavii osobne kolegium. W Mediolanie założył szkołę wyższą filozofii i teologii, której prowadzenie powierzył jezuitom. Teatynom natomiast powierzył prowadzenie szkoły i kolegium w Mediolanie dla młodzieży szlacheckiej. Był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla upadłych dziewcząt i kobiet, także sierocińców. Kiedy za jego pasterzowania wybuchła w Mediolanie kilka razy epidemia, Kardynał Karol nakazał otworzyć wszystkie spichrze i rozdać żywność ubogim. Skierował także specjalne zachęty do duchowieństwa, aby szczególną troską otoczyło zarażonych oraz ich rodziny. Podczas zarazy w 1576 roku niósł pomoc chorym, organizując posiłek dla siedemdziesięciu tysięcy osób dziennie. Ponadto, zaopatrywał umierających, oddawał cierpiącym wszystko. Oddał im nawet własne łóżko!
W czasie zarazy ospy, która pochłonęła ponad osiemnaście tysięcy ofiar, zarządził procesję pokutną, w czasie której sam szedł boso ulicami Mediolanu.
Warto tu jeszcze dodać, że ulubioną rozrywką Karola w młodości było polowanie i szachy. Był estetą, znał się na sztuce, pięknie grał na wiolonczeli. Z tych rozrywek zrezygnował jednak dla Bożej sprawy, oddany bez reszty zbawieniu powierzonych sobie dusz. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej. Dlatego nie rozstawał się z krzyżem. Tkliwą miłością darzył też sanktuaria maryjne.
Największą zasługą Karola był jednak doprowadzenie do końca Soboru Trydenckiego. Sobór ten bowiem, rozpoczęty z wieloma nadziejami, z powodu złej organizacji wlókł się zbyt długo, bo aż osiemnaście lat: od roku 1545 do 1563. I dopiero dzięki interwencji naszego dzisiejszego Patrona, udało się dokończyć obrad. Na Soborze tym dyskutowano o wszystkich prawdach wiary, atakowanych przez protestantów – i gruntownie je wyjaśniono.
W dziedzinie dyscypliny kościelnej wprowadzono dekrety: nakazujące biskupom i duszpasterzom rezydować stale w diecezjach i parafiach, wprowadzono stałe wizytacje kanoniczne, regularny obowiązek zwoływania synodów, zakazano kumulacji urzędów i godności kościelnych, nakazano zakładanie seminariów duchownych – wyższych i niższych, wprowadzono do pism katolickich cenzurę kościelną, jak też indeks książek zakazanych, wreszcie wprowadzono regularną katechizację. Większość z tych uchwał wprowadzono z inicjatywy Kardynała Karola Boromeusza. On też był inicjatorem utworzenia osobnej kongregacji Kardynałów, która miała za cel przypilnowanie, by uchwały Soboru były wszędzie zastosowane.
Zmarł nasz dzisiejszy Patron w Mediolanie, w nocy z 3 na 4 listopada 1584 roku, wskutek febry. Pozostawił po sobie znaczny dorobek pisarski. Kanonizował go Papież Paweł V w roku 1610. Relikwie Świętego Kardynała spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej.
A oto mała próbka jego duchowości, którą będziemy mieli na podstawie jego własnych słów, wygłoszonych w czasie jednego z synodów. Mówił wówczas tak: „Wszyscy wprawdzie, przyznaję, jesteśmy słabi, ale Pan Bóg udzielił nam środków, z których jeśli tylko zechcemy, możemy łatwo skorzystać. Spójrzmy więc na kapłana, który wie, że wymaga się od niego świętości życia, wstrzemięźliwości i anielskich obyczajów w postępowaniu. Chciałby tego wszystkiego, ale nie myśli o zastosowaniu prowadzących ku temu środków: postu, modlitwy, unikania złych i szkodliwych rozmów oraz niebezpiecznych poufałości.
Kto inny narzeka, że gdy przychodzi, aby się modlić czy też sprawować ofiarę Mszy Świętej, od razu cisną się mu na myśl tysiące spraw, które odrywają go od Boga. Ale zanim udał się do chóru, zanim rozpoczął Mszę Świętą, cóż czynił w zakrystii, jak się przygotował, jakie zastosował środki do zachowania skupienia?
Chcesz, abym cię pouczył, w jaki sposób możesz skutecznie postępować w cnocie, w jaki sposób, jeśli byłeś skupiony w chórze, następnym razem możesz być jeszcze bardziej uważny, a twoja modlitwa jeszcze milsza Bogu? Posłuchaj, co powiem. Jeśli płomień Bożej miłości zapalił się już w tobie, nie odsłaniaj go pochopnie, nie chciej wystawiać go na wiatr. Pilnuj ognia, aby nie zagasł i nie utracił swego ciepła. Oznacza to: uciekaj, jak dalece możesz, przed rozproszeniami, trwaj w skupieniu przed Bogiem, unikaj próżnych rozmów.
Polecono ci głosić i nauczać? Ucz się i przykładaj do tego, co niezbędne do sprawowania tego urzędu! Staraj się przede wszystkim, abyś przepowiadał życiem i obyczajami, aby inni nie szydzili z twych słów i nie potrząsali głowami, widząc, że co innego głosisz, co innego zaś czynisz.
Jesteś duszpasterzem? Nie chciej z tego powodu zaniedbywać siebie samego i nie udzielaj się tak bardzo wokoło, aby dla ciebie już nic nie zostało. Masz bowiem pamiętać o duszach, którym przewodzisz, ale nie tak, abyś zapomniał o swojej własnej.
Pamiętajcie, bracia, że nic nie jest tak potrzebne ludziom Kościoła, jak modlitwa myślna. Ona to poprzedza wszystkie nasze czynności, towarzyszy im i po nich następuje. […] Jeśli udzielasz Sakramentów – myśl, bracie, o tym, co czynisz. Jeśli odprawiasz Mszę Świętą, zastanów się, co ofiarujesz. Śpiewasz w chórze? Pomyśl, z kim rozmawiasz i o czym mówisz. Jeśli jesteś kierownikiem dusz, pamiętaj, czyją krwią zostały oczyszczone, […]. W taki sposób potrafimy łatwo przezwyciężyć niezliczone przeszkody, których doświadczamy każdego dnia […] i otrzymamy moc rodzenia Chrystusa w nas samych oraz w innych.” Tyle ze słów naszego Patrona.
A my, słuchając uważnie Bożego Słowa, przeznaczonego na dzień dzisiejszy w liturgii Kościoła, odnajdujemy w Ewangelii dziwną pochwałę, skierowaną do nieuczciwego rządcy, który okradał swego pana, ale został doceniony za to, że sprytnie wybrnął ze swego położenia. Oczywiście, nie za nieuczciwość został pochwalony, ale na jego przykładzie Pan chciał nam pokazać, że ludzie są bardzo sprytni i zaradni w sprawach ziemskich, a jakoś tak o wiele trudniej radzą sobie w sprawach Bożych.
Z bardzo podobną sytuacją – tyle że w trochę innym ujęciu – mamy do czynienia w życiu dzisiejszego naszego Patrona. On bowiem popierany był – w sposób, nazwijmy to, niezbyt elegancki – przez swojego wuja, Papieża, otrzymując na tej drodze wiele znaczących urzędów. W tym wszystkim jednak zachował zdrowy rozsądek, a otrzymane urzędy potraktował poważnie, jako zadanie do wykonania, z którego to zadania wywiązał się wzorowo. Zobaczmy zatem, jak wielki jest Bóg, który nawet z działań niezbyt uczciwych i właściwych potrafi wyprowadzić wielkie dobro, o ile tylko znajdzie w człowieku oddanego współpracownika.
Uczmy się zatem, Kochani, od Świętego Karola Boromeusza, pracowitości, głębokiego zainteresowania sprawami Kościoła, uczmy się odpowiedzialności za Kościół, uczmy się wreszcie troski o każdego potrzebującego człowieka, szczególnie tego, którego mamy w zasięgu ręki. Ale uczmy się także wyprowadzania dobra z sytuacji trudnych i zawiłych, a nawet złych – co dokona się zawsze wówczas, gdy z każdą taką sprawą i sytuacją do Boga się zwrócimy i Jego samego zapytamy, jak i jakie dobro można w tym konkretnym przypadku wyprowadzić?
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy w żadnej trudnej sytuacji nie poddaję się rezygnacji, a szukam ratunku u Boga?
· Czy ze swoim błędów i grzechów wyprowadzam konkretne dobre wnioski na przyszłość?
· W czym – tak konkretnie – wyraża się moja osobista troska o Kościół?
Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie, niż synowie światła.
Bogaty człowiek symbolizuje samego Boga
Nieuczciwymi zarządcami jesteśmmy my wszyscy.
Każdy z nas na swój sposób, zatraca, marnotrawi talenty , które otrzymał od Boga.
Pozdrawiam
Domownik – A
A iluż je marnotrawi nie wiedząc nawet, że je posiada, bo nie potrafi ich w sobie odkryc…. 🙁
Pozdrawiam
R.
'' A iluż je marnotrawi nie wiedząc nawet, że je posiada, bo nie potrafi ich w sobie odkryc…. 🙁 ''
Czasem nie potrafi, a czasem nie podejmuje najmniejszych prób, by je odkryć w sobie.
Pozdrawiam
Domownik – A
Z talentami jest,tak jak jest,bo tak wygląda u nas wychowanie w rodzinie i nauczanie w szkołach.Skupiamy się głównie na słabościach a nie na silnych stronach dzieci.
Jest też tak czasami, że ktoś ma talent ale nie ma pieniędzy i możliwości na jego rozwój.
Talent może też pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie.
Pozdrawiam
Urszula
Czyli "syndrom Janka Muzykanta" ;)? Patrząc jednak na rzesze złaknionych sławy, wystających godzinami na castingi aby "zaistniec" w TV można mylnie odnieśc wrażenie, że jest na odwrót :). Mylne jest to pojęcie w potocznej definicji talentu króluje przekonanie, że utalentowany to: artysta :D. A przecież "talent" można miec w każdej, no prawie każdej ;), dziedzinie życia :).
Pozdrawiam
Robert
"Mylne jest to pojęcie w potocznej definicji talentu króluje przekonanie…" – rety miało byc: Mylne jest to pojecie, bo w potocznej definicji talentu króluje przekonanie…
Zgadzam się z tym , co napisał Robert o talentach.
Talent dla jednych to, umiejętność stania na uszach, a dla innych – darem jest np cierpliwość, umiejętność słuchania drugiego Człowieka.
Pozdrawiam
Domownik – A
Popieram w stu procentach tę linię rozumowania: talent to nie musi być dokładnie to, co błyszczy przed kamerami. Talenty można przeżywać i rozwijać w cichości swego serca, swego pokoiku… Ks. Jacek