Światło na świeczniku

Ś
Ten rysunek, obraz św. Jana Bosko
ktoś specjalnie zamówił i podarował mi,
stoi w moim pokoju. 

Wspomnienie św. Jana Bosko, prezbitera

(Hbr 10, 19-25)
Bracia, mamy pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez krew Jezusa. On nam zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje. Mając zaś kapłana wielkiego, który jest nad domem Bożym, przystąpmy z sercem prawym, z wiarą pełną, oczyszczeni na duszy od wszelkiego zła świadomego i obmyci na ciele wodą czystą. Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę. Troszczmy się o siebie wzajemnie, by się zachęcać do miłości i do dobrych uczynków. Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień.

(Mk 4, 21-25)
Jezus mówił ludowi: „Czy po to wnosi się światło, by je umieścić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, żeby je umieścić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!” I mówił im: „Baczcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dodane; a kto nie ma, pozbawią go nawet tego, co ma”.



Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!


Pozdrawiam serdecznie z Syberii, z Surgutu, gdzie aktualnie panuje „piękna” pogoda, jak to widzicie na zdjęciach. Zdjęcia zrobione dziś rano. Nareszcie normalna zima.

Dziś w liturgii wspomnienie św. Jana Bosko. Jest on mi szczególnie bliski, ponieważ nawet z wielkiej sympatii do niego i zachwycony jego przykładem, zająłem się nim na etapie pracy magisterskiej, w seminarium. Pisałem prace na temat aktualności jego systemu wychowawczego – prewencyjnego, uprzedzającego.

Dziś muszę przyznać, że trochę zaniedbałem tę przyjaźń z nim, przez różne inne troski, sprawy i tematy, dlatego cieszę się, że są taki dni jak wspomnienia świętych gdzie z wielką przyjemnością otwieram książki o nim i znów zachwycam się jego osobą, jego pobożnością, mądrością, jego miłością do ludzi, zwłaszcza do młodzieży.

Chcąc napisać coś o świętym tak bliskim, okazuje się to być czymś trudnym, bo tyle by się chciało napisać, przekazać, a przecież w jednym rozważaniu się nie da.

Proponuję najpierw przeczytać sobie krótką biografię o nim.

https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-31.php3

Ja sam, nie chcę zbyt wiele pisać o nim, raczej zachęcam do osobistej lektury jakiejś książki na jego temat. Ja chcę tylko przywołać kilka myśli, które jakoś niedawno przypomniałem sobie, czy znów, po raz kolejny przeczytałem i znów mnie zachwyciły. Myśli, można powiedzieć, przesiane przez własne sito, myśli, które mi pomagają.

W jakiejś książce, czy broszurce przeczytałem o nim takie słowa, pochodzące od naocznych świadków, od najbliższych współpracowników św. Jana Bosko:

„Ponad 25 lat byłem świadkiem jego ustawicznego zjednoczenia z Bogiem. Była to nieprzerwana kontemplacja. Kiedy rozwiązywał nam jakiś problem, mieliśmy wrażenie, że jest właśnie po naradzie z Bogiem.

Mówiło się o nim, że wygląda tak, jakby w swoim wnętrzu był ciągle kimś zajęty, albo jakby nosił w sobie ognisko duchowe, do którego w każdej potrzebie uciekał się po światło i ciepło.

Jego ciało funkcjonowało normalnie na ziemi, tak jak wszystkich innych, ale duch był gdzie indziej. Takie wrażenie odnosił człowiek, kiedy ktoś prosił go o radę. Wówczas na chwilę milknął, jakby chciał związać przerwaną nić z Bogiem, potem zwracał się do nas i dawał światło, które wziął Duchowi Świętemu”.

Osobiście próbuję czasem go naśladować, wspominam te słowa przy jakichś spotkaniach z ludźmi, rozmowach, zwłaszcza trudnych… Mogę powiedzieć jedno – warto!


Druga myśl, jaka niedawno wyszła w rozmowie, podczas spotkania księży z dekanatu, podzieliłem się doświadczeniem św. Jana Bosko. On, kiedy widział potrzebę kupienia domu i podwórka, żeby było się gdzie podziać z dziećmi, młodzieżą, pewnego razu podpisał umowę na jakąś dużą sumę pieniędzy, zobowiązując się, że za dwa tygodnie tę sumę zapłaci. Jego mama Małgorzata, która zawsze dzielnie jemu pomagała, gdy dowiedziała się o tym zaczęła się niepokoić – synu, przecież my nie mamy pieniędzy na jedzenie dla tych dzieci, a skąd ty weźmiesz taką sumę pieniędzy w tak krótkim czasie? On ją zapytał – mamo, a czy gdybyś ty miała tyle pieniędzy, to byś mi je dała? – Oczywiście, że bym dała – odpowiedziała. Ks. Bosko jej odpowiedział – A myślisz, że mój Ojciec Niebieski, do którego należą wszystkie pieniądze i wszystkie bogactwa tego świata, nie da mi ich?

Okazało się, że tuż przed upływem terminu, znaleźli się ludzie, którzy zachwyceni tym co robi ks. Bosko przynieśli mu pieniądze, akurat taką sumę jaka była potrzebna.

To nie są rzadkie cuda, to jest życie wiarą, to jest autentyczne zaufanie Bogu.

Kiedy na spotkaniu z księżmi opowiedziałem ten przykład, zaraz kilku księży zaczęło opowiadać swoje małe cuda, doświadczenia, może nie tak spektakularne, ale jednak osobiste doświadczenia, że Pan Bóg troszczy się o nas, nawet od materialnej strony. Trzeba tylko zaufać, trzeba tylko zawierzyć.

Św. Jan Bosko był też jednym z patronów światowych dni młodzieży w Panamie. Odniósł się do niego papież Franciszek podczas czuwania. Powiedział tak:

„ … Myślę na przykład o księdzu Bosko, który nie poszedł szukać ludzi młodych w jakimiś miejscu dalekim czy specjalnym. Ksiądz Bosko nie szukał młodych ludzi w jakimś odległym lub szczególnym miejscu; po prostu nauczył się widzieć to wszystko, co się wydarzyło wokół w mieście, i widzieć to oczyma Boga i dlatego wielkie wrażenie wywarły na nim setki dzieci i młodych opuszczonych bez nauki, bez pracy i bez pomocnej dłoni wspólnoty. W tym samym mieście mieszkało wielu ludzi i wielu krytykowało tych młodych, ale nie potrafili patrzeć na nich oczyma Boga. Młodych trzeba widzieć oczyma Boga. On to czynił i Ksiądz Bosko potrafił postawić pierwszy krok: przyjąć życie takim, jakie jest. Wychodząc z tego, nie bał się uczynić drugiego kroku: stworzyć wraz z nimi wspólnotę, rodzinę, w której, mając pracę i naukę, czuli się kochani. Dać im korzenie, których mogą się trzymać, aby mogli dojść do nieba. Aby mogli być kimś w społeczeństwie. Dawać im korzenie, których mogą się trzymać, aby nie zostali powaleni przez pierwszy wiatr, który nadchodzi. To czynił Ksiądz Bosko, to czynili święci, to czynią wspólnoty, które wiedzą, jak patrzeć na młodych ludzi oczyma Boga. Czy to słyszycie, wy dorośli – patrzeć na młodych ludzi oczyma Boga?”

Dzisiejsza Ewangelia

Światło na świeczniku, nie pod korcem…

Kiedy tak czytałem o św. Janie Bosko, widziałem wielkie, trudne doświadczenia jakie on przeżywał w młodości, w dzieciństwie. Dziś na wszystko to patrzymy jak na historię, bo wiemy co było potem, czym się to skończyło. Możemy czasem westchnąć – jakie trudne dzieciństwo miał św. Jan Bosko. Jednak jeśli spróbujemy wczuć się w to co on mógł wtedy przeżywać, czasem można westchnąć – Panie Boże, czemu tak?

Teraz widzimy, że Pan Bóg pracował w nim nad pewnym światłem, nad doświadczeniem życiowym i wielką mądrością, nad jego wrażliwością, dzięki której on później czuł potrzeby, czuł ból i beznadzieję wielu młodych i to pomagało mu otwierać się na nich.

Pan Bóg wydobył to światło i postawił na świeczniku.

Choć zarzucano mu w procesie beatyfikacyjnym, że ks. Bosko mało się modlił, to jednak znaleźli się świadkowie, ich świadectwa, że ten człowiek modlił się bardzo dużo, choć jego modlitwa była bardzo głęboko przeżywana i niezauważalna. To jednak teraz my widzimy to światło jego pobożności, które zostało wyjęte spod korca i postawione na świeczniku.

„Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!” – oprócz zmysłu wzroku, światła, Pan Bóg dotyka także i naszego słuchu. Jakże często mamy uszy, a nie słyszymy tego co Pan Bóg do nas mówi, nie wsłuchujemy się. Po co takie uszy, które nie słuchają Bożego słowa?

Św. Jan Bosko, jeszcze jako młody chłopiec, chodził rano na Mszę św., potem w różnych zabawach zbierał inne dzieci i głosił im kazanie – powtarzał to co usłyszał na kazaniu. Jak on słuchał, że już jako dziecko mógł całe kazanie powtórzyć?

Kto z Was, po kazaniu, może w całości powtórzyć jego treść? A choćby kilka myśli?

Kiedy ostatnio słyszeliście kazanie? Co możecie teraz powtórzyć?

Warto robić sobie takie ćwiczenia – badanie słuchu – czy nasze uszy słyszą jeszcze słowo Boże.

A co na Syberii?

Mróz wielki, najbliższe kilka dni, a może i tygodni ma być poniżej – 30, więc na razie siedzimy w domu, w sensie nie jeździmy do innych miast.

Wczoraj przyszli małżonkowie, już nie młodzi, z prośbą o błogosławieństwo na drogę, ponieważ jadą jutro samochodem, do swojej rodziny, do Nojabrska. Ja ich pytam – pogodę, prognozy widzieliście? Nie radzę! Dziś przysłali mi wiadomość, że pojechali pociągiem. W takie mrozy lepiej w dalekie trasy samochodem się nie wybierać. A w najbliższe dni ma być jeszcze chłodniej.

W poniedziałek i wtorek było u nas w Surgucie, spotkanie księży z dekanatu.

Nasz dziekan przyjechał do nas pociągiem, jechał prawie dobę. Ks. Melichar (Melchior), Słowak, jest proboszczem w Iszymie, miasto jest oddalone od Surgutu jakieś 1150 km. Na południe. Tyle mam do dziekana.

Przyleciał na spotkanie samolotem, nowy proboszcz z Tiumenii, o. Andrzej, Pallotyn, Polak. Obaj mają już prawie 70 lat. Taka młodzież tu u nas posługuje.

Byli też księża greko-katoliccy, ks. Wasilij, ks. Piotr, ks. Paweł.

Bardzo dobre spotkanie.

Jak to powiedział nasz dziekan – żyjemy tu jak wilki w lesie, w samotności, daleko jeden od drugiego, to dobrze się czasem spotkać. Dziękuję Panu Bogu za to spotkanie.

Też cieszę się, bo takie spotkanie to piękne ożywienie parafii. Zdażyło się, że w te dni nie było naszych sióstr. Poprosiłem więc parafian, żeby jeśli mogą, pomogli w przygotowaniu obiadu, czy kolacji dla gości. Okazało się, że trzeba było potem uspokajać parafian, bo mało się nie pokłócili, kto ma zrobić obiad. Mieliśmy bardzo smaczne potrawy przygotowane przez wielu naszych parafian (raczej parafianek). Jestem im za to też bardzo wdzięczny.

Cieszę się też, że w te dni, sporo ludzi przychodziło na Mszę św., że nie było więcej księży niż wiernych w kościele.

I jeszcze jedno. W piątek, kiedy ostatnim razem pisałem słówko, byłem w Nojabrsku, był odpust. Jak się potem okazało, tego dnia, w Surgucie, urodziło się dwoje dzieci w naszej parafii, z rodzin pobożnych, uczestniczących w spotkaniach i jeżdżących na rekolekcje małżeństw. Jedna mama urodziła tydzień po terminie, druga dwa czy trzy tygodnie przed terminem, i okazało się, że jednego dnia urodzili się Andrzej i Elżbieta.

Wielka to radość dla całej parafii.

Niech Pan Bóg błogosławi te dzieci, niech Pan Bóg błogosławi ich rodzinom.

Proszę Was o modlitwę za mnie i za moją parafię.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec + i Syn i Duch Święty. Amen.

Z Bogiem!

Spotkanie dekanatu (jeszcze nie wszyscy dotarli)

Otwarte okno przy – 40, to nie dla zdjęcia,
tak trzeba, żeby dało się wysiedzieć w domu.
Kaloryferów nie da się regulować, grzeją jak głupie. 

Widok z okna, bez patrzenia na termometr widać, że jest – 40,
świadczy o tym mgła, niektórzy nazywają – zamarznięte  powietrze. 

Kościół dziś 

4 komentarze

  • "Troszczmy się o siebie wzajemnie, by się zachęcać do miłości i do dobrych uczynków. " Czytając Księdza relacje z Surgutu, z życia parafii bardzo mi ten cytat pasuje. Ksiądz troszczy się o swoich parafian, martwi się ich problemami, pogodą w czasie podróży, cieszy się z narodzin dzieci, a oni odwzajemniają się troską o Księdza i parafię. Niby nic dziwnego i nadzwyczajnego, bo tak powinno być, ale często w naszych parafiach, gdzie na pewno parafian więcej, trudno o taką relacje. A szkoda…

  • Mnie też przeraziło to -40, ja na Syberii byłabym soplem lodu, skoro u nas ciągle mi zimno, więc na samą myśl,brr… Niech mnie ogrzewa i rozpromienia Słowo Boże!

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.