W czym bowiem sam cierpiał…

W
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Pani Maria Suska, Osoba bardzo mi życzliwa z Parafii w Kłoczewie, a także Magda Golba, należąca w swoim czasie do jednej ze Wspólnot młodzieżowych. Życzę Jubilatkom wiernego naśladowania Jezusa w Jego „współodczuwaniu” z każdym człowiekiem jego losu… Właśnie takiej postawy życzę obu Paniom. I o to będę się dla Nich modlił.
              A tak poza tym – to życzę dobrego dnia!
                                           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
1 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Hbr 2,14–18; Mk 1,29–39

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Ponieważ
dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez
żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć
pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest
diabła, i aby uwolnić tych wszystkich, którzy przez całe życie
przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli.
Zaiste
bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe.
Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby
stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla
przebłagania za grzechy ludu.
W
czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść
z pomocą tym, którzy są poddani próbom.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Po
wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu
Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce.
Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją
ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z
nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego
wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u
drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele
złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić,
ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad
ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na
miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z
towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię
szukają”.
Lecz
On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich
miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I
chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając
złe duchy.

I
znowu Autor Listu do Hebrajczyków przekonuje nas – podobnie, jak w
dniach poprzednich – o tym, że Jezus w pełni identyfikuje się
z ludźmi,
stając się jednym z nich.
Oto
bowiem w pierwszym czytaniu słyszeliśmy takie słowa: Ponieważ
dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i Jezus także bez
żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć
pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest
diabła…
Dla pełnej jasności warto dodać, że
określenie: uczestniczą we krwi i ciele oznacza po
prostu bycie człowiekiem, przyjęcie ludzkiej natury – w
odróżnieniu od natury czysto duchowej, która nie potrzebuje
„ciała i krwi”.
I
właśnie Jezus po to zdecydował się przyjąć naturę ludzką, aby
móc dobrowolnie poddać się śmierci, by w ten właśnie
sposób pokonać diabła.
Autor
biblijny idzie jeszcze dalej w swoich uzasadnieniach, pisząc: Zaiste
bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe.
Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby
stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla
przebłagania za grzechy ludu.
I
w tym momencie następuje zdanie, które – jak się wydaje – jest
kluczowe dla naszych dzisiejszych rozważań. Czytamy w nim: W
czym bowiem
[Jezus] sam cierpiał będąc
doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są
poddani próbom.
Otóż właśnie. Przyjął On ludzką
naturę, aby w niej podjąć cierpienie i dokonać zbawienia
człowieka, ale też po to, aby człowieka jak najlepiej rozumieć
i aby udowodnić, że nie tylko naucza go i przekonuje do godnego
znoszenia trudów i przeciwności życiowych, cierpień i
doświadczeń, ale sam może pokazać, jak to należy robić,
bo przecież niejednokrotnie sam cierpiał będąc
doświadczany…
A
jak to konkretnie wyglądało? Owszem, nie słyszymy w Ewangeliach,
aby Jezus chociaż raz zachorował i potrzebował jakiejś
medycznej pomocy. Słyszymy natomiast o doświadczaniu ludzkiego
zmęczenia, ale też zasmucenia,
szczególnie spowodowanego
nienawiścią i zazdrością ze strony przeciwników.
I
słyszymy także bardzo często – chociażby dzisiaj – informacje
o tym, że Jezus nie bał się „dotykać” ludzkiego cierpienia
i uwalniać od niego. Święty Marek tak o tym dzisiaj pisze: Jezus
przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa
zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On
podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją
opuściła i usługiwała im. 
Z nastaniem wieczora, gdy
słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych;
i całe miasto było
zebrane u drzwi. Uzdrowił
wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów
wyrzucił…
Myślę,
że nikt z nas nie będzie miał pretensji do Jezusa o to, że nie
wziął na siebie doraźnych fizycznych chorób, skoro tak wytrwale
z nich uzdrawiał.
Żeby bowiem móc tego dokonywać, musiał się
nad nimi uważnie pochylać, musiał dostrzegać ludzi,
dotkniętych słabościami. I to robił! Ale nie tylko to.
Ewangelista
zwraca dzisiaj naszą uwagę na jeszcze dwa, jakże istotne elementy
– rysy – działania Jezusa. Chce nam powiedzieć, że Jezus nie
jest tanim „gwiazdorem”,
który dla wzbudzenia powszechnego
podziwu uzdrawia całe tłumy ludzi, aby móc upajać się swoją
własną wielkością
i budować jak największą popularność,
dlatego chciałby jak najwięcej uzdrowień dokonać, gdyż każde
kolejne spowoduje wzrost „słupków popularności”… Nie tak
postępował Jezus!
Owszem
– jak słyszymy – uzdrowił wielu dotkniętych
rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił…

Ale nad ranem, gdy jeszcze było ciemno,
wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił.
Kiedy zaś Apostołowie – po dłuższych poszukiwaniach –
wreszcie Go znaleźli, usłyszeli: Pójdźmy gdzie indziej, do
sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to
wyszedłem.
I – rzeczywiście – Jezus chodził
po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe
duchy.
Zatem,
zależało Mu na dobru człowieka i na docieraniu do różnych ludzi
z misją zbawczą, a nie na komfortowym budowaniu własnej
popularności
w jakimś jednym, wygodnym, upatrzonym sobie
miejscu… O takim właśnie nastawieniu szczególnie dobitnie
świadczy także owa modlitwa, na którą Jezus po cichu
oddalił się, gdy jeszcze było ciemno…
Dokładnie
tak identyfikował się z ludźmi. Tak wchodził w ich świat, w ich
problemy, w ich cierpienia… Docierał do różnych ludzi,
wszystkim niosąc przesłanie miłości,
pozostając przy tym w
stał
ym kontakcie z Ojcem…
Daje
nam w ten sposób przykład, abyśmy i my także nigdy nie
zacieśniali swego serca do jakiejś grupki życzliwych sobie
osób,
z którymi jest nam dobrze, ale abyśmy wychodzili do
wszystkich.
Inną sprawą jest to, na ile owi „wszyscy”
odpowiedzą na naszą inicjatywę, ale to już zupełnie dodatkowa
kwestia. Nie chodzi także o narzucanie się komukolwiek ze swoim
świadectwem.
Chodzi
o to, by tak rozszerzać swoje serce, by było w nim miejsce
dla wielu, najlepiej dla wszystkich ludzi, którzy będą tego
potrzebowali… Jak to zrobić? Najlepiej tak, jak Jezus, który nie
był jakimś „teoretykiem miłości”, ale po prostu –
dzielił z ludźmi ich los…
Pomyślmy:
– Co
mam na myśli, kiedy do drugiego mówię, że mu współczuję?
– Czy
zawsze mam szacunek dla czyjegoś cierpienia i nie potępiam ludzi,
którzy sobie ze swymi trudnościami nie radzą?
– Czy
swoje działanie dla dobra drugiego człowieka zawsze łączę z
modlitwą za niego?

W
czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść
z pomocą tym, którzy są poddani próbom…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.